Na pozór trywialna opowieść
Przemyślenia

Na pozór trywialna opowieść

Tomasz Wiśniewski
Czyta się 1 minutę

Ponury żart oficyny wydawniczej związanej ze znanym środowiskiem podejrzanych prozaików-awanturników z Inowrocławia. Grupa ta, skłonna do szyderstwa i nieprzyzwoitych gestów, tym razem wzięła na celownik nadchodzące katolickie święto.

Książka, o której mowa, napisana pod znaczącym pseudonimem (wsłuchajmy się w brzmienie: D-M-N LICHO-), skrywającym utalentowanych tchórzów literatury, ma formę autobiografii. To na pozór trywialna opowieść o losach biseksualnego mężczyzny, jedynaka, która popadł w głęboki konflikt psychologiczny z własnym ojcem. Chłopak porzuca dom rodzinny, zaczyna cenić i sławić wszystko, czego nie cenił jego ociec. Nie rozumie, że w gruncie rzeczy jest tylko lustrzanym odbiciem ojcowskiej osobowości; ten bunt to zależność, a nie wolność, lecz w swej neurozie mężczyzna nie zdaje sobie z tego sprawy. Bunt dotyczy również kuriozalnych aspektów bytu: przykładowo, ociec lubił patrzeć w niebo – syn nigdy nie podnosił głowy; ojciec podziwiał ptasie skrzydła – syn wolał kopyta. Czytelnicy tej książki właściwie dopiero na ostatniej stronie dowiadują się, że przeczytali autobiografię diabła.

Czyż nie jest wyrazem złego stylu publikować w przededniu celebracji Zmartwychwstania Zbawiciela zbeletryzowane dzieje Jego Wroga?

Inowrocławska literatura przeżywała różne okresy, ale obecny jest bez wątpienia najbardziej niemoralny. Chciałbym przyczepić się do warsztatu twórców Mojego życia, ale niestety, w tym względzie byli doskonali: czyta się to znakomicie, choć, podkreślam, z końcowym zażenowaniem.

Czytaj również:

Organizacja Narodów Wymarzonych
i
Podczas World Culture Festival milion uczestników z całego świata celebrowało różnorodność i wspólnotę; zdjęcie: Archana Patchirajan
Złap oddech

Organizacja Narodów Wymarzonych

Reportaż z World Culture Festival 2023
Paulina Wilk

W ostatni piątek września kongresmeni na Kapitolu spierali się o dług publiczny. Nad krajem zawisła groźba bankructwa. A nieopodal, w samym centrum Waszyngtonu milion ludzi zanurzało się w łagodnej medytacji.

Media grzmiały od świtu. Wielu pracowników na państwowych posadach – od policjantów po muzealników – miało z dnia na dzień zostać bez centa. W Izbie Reprezentantów trwały gorączkowe negocjacje, na Kapitol wjeżdżały potężne czarne SUV-y z przyciemnionymi szybami oraz telewizyjne furgonetki. Miasto zamarło w napięciu.

Czytaj dalej