Dyktando
Gdy nadszedł wieczór, zrobiłem sobie herbatę i zasiadłem do sprawdzania dyktand. Jakież było moje zdziwienie, gdy w pracach całej klasy nie znalazłem ani jednego błędu. „Oszukali mnie – pomyślałem – wykradli treść dyktanda”. Ale jak miałem to udowodnić? Może oskarżam swoich uczniów bezpodstawnie, nie doceniając ich postępów w ortografii? Skonsternowany poszedłem spać. Następnego dnia jak gdyby nigdy nic oświadczyłem klasie, że wszyscy dostali piątki. Czy popełniłem błąd, nie drążąc tematu? Nie wiem.
Biwak
A więc lato! Jak co roku wyruszyłem na biwak. Las, jezioro, przyroda i ja – na to czekałem całą zimę. Tymczasem na miejscu wszystko jakby sprzysięgło się przeciwko mnie. Kiedy tylko rozbiłem się na polanie, zaczął padać deszcz. Namiot, kupiony tanio, natychmiast przeciekł. Podmokła ziemia obsunęła się i wszystkie moje zapasy wylądowały w jeziorze. W dodatku ugryzł mnie jakiś dziwny giez i noga potwornie mi spuchła. „Nie poddam się – pomyślałem – nie wrócę do miasta”. Wtedy zza drzew wyłonił się majestatyczny niedźwiedź i wolno, z wyraźnie obcym akcentem, zakrzyknął po polsku: „Do domu!”, zaciskając łapę w pięść. Co miałem robić? Udałem się do domu.
Turkusowa woda
Kiedyś postanowiłem odwiedzić plażę, którą w przewodniku zareklamowano jako najpiękniejszą. Obiecywano możliwość kąpieli w najbardziej turkusowej wodzie na świecie. Przewodnik był stary, czarno-biały, na zdjęciu turkus morza zlewał się więc z mrokiem dżungli. Nie wiem, czemu wyobrażałem sobie, że turkus to odcień brązu – jak kolor drzew na wydmach. Nie zdziwiłem się więc, kiedy woda okazała się rdzawobrązowa. Po kąpieli, którą uznałem – zgodnie z opisem w przewodniku – za odświeżającą, wyruszyłem w podróż ku szmaragdowym łąkom. Nigdy wcześniej nie widziałem czerwonej trawy.
Szacunek
Idąc wieczorem ulicą, spostrzegłem polityka, którego od dawna szanowałem za uczciwość. Podszedłem do niego i spytałem, czy jako jego wieloletni wyborca mógłbym uścisnąć mu dłoń. Zgodził się i wyciągnął do mnie rękę. Nagle, zdumiony, poczułem ukłucie – poseł ukrył między palcami pinezkę! Zapiszczałem z bólu, a on oddalił się z wrednym chichotem. Cóż za rozczarowanie…