Słona lukrecja, dowcipy ze Szwedów i sisu – fiński styl życia. O smakach Finlandii, równouprawnieniu i tym, co kryje się w saunach, z Aleksandrą Michtą-Juntunen rozmawia Stasia Budzisz.
Stasia Budzisz: W swojej książce Finlandia. Sisu, sauna, salmiakki piszesz, że Polacy mają coś wspólnego z Finami, mianowicie: narzekamy. Na co mogą narzekać mieszkańcy kraju postrzeganego za raj na ziemi?
Aleksandra Michta-Juntunen: Na wszystko! Zresztą sami o sobie mówią, że potrafią narzekać najbardziej na świecie. I rzeczywiście tak jest. Pięciominutowe spóźnienie autobusu jest powodem do rozmów albo to, że sąsiad o 22.10 będzie robił coś trochę głośniej w swoim mieszkaniu. Każda drobnostka może urosnąć do rozmiarów wielkiego problemu wartego narzekania. Taki głośny sąsiad na drugi dzień najprawdopodobniej znajdzie kartkę u siebie pod drzwiami z uwagą albo, jak będzie ją pisał ktoś mniej odważny, to powiesi ją na tablicy ogłoszeń przy drzwiach.
A jakby zareagował Fin, gdybyś do niego zapukała i powiedziała, by zachowywał się ciszej?
No najpierw musiałby otworzyć mi drzwi.
No faktycznie. Ile czasu zajęło ci wejście w życie towarzyskie Finów i Finek?
Jeszcze wrócę do sąsiadów, bo tak się składa, że zawsze dobrze trafiałam, nawet trzy tygodnie temu sąsiadka przyszła do mnie na chwilę porozmawiać. Poczułam się wyjątkowo. A jeśli chodzi o znajomych? To początkowo byli to koledzy i koleżanki mojego męża, który jest Finem, niemniej wejście w życie i znalezienie swoich własnych zajęło mi kilka lat. Chociaż nie mogę powiedzieć, że mam wielu fińskich przyjaciół. To raczej kilka osób, ale takich, na których mogę polegać.
Frustrowało cię to kiedykolwiek?
W zasadzie zawsze miałam ludzi dookoła siebie, choć to byli głównie inni obcokrajowcy, z którymi poznałam się na kursach językowych. Z Finami i Finkami było trudniej. Faktycznie miałam też takie momenty, że zastanawiałam się, co ja tutaj w ogóle robię. Teraz już się to zmieniło, mieszkam tu już 12 lat.
Ale ze znalezieniem pracy też nie było ci tak łatwo, jak mogłoby się wydawać przybyszowi z Polski. Piszesz, że dopiero dodanie fińskiego nazwiska zwiększyło Twoje szanse na rynku pracy.
To prawda, absolutnie. Podejście do mnie jako potencjalnego pracownika zaczęło się zmieniać, kiedy zmieniłam nazwisko. Po wyjściu za mąż początkowo zostałam przy swoim, mężowskie dodałam dopiero sześć lat po ślubie. Znałam fiński, zdałam wszelkie potrzebne certyfikaty, ale to i tak nie wpłynęło na moją atrakcyjność na fińskim rynku pracy. Najczęściej moje podania o pracę pozostawały bez jakiejkolwiek odpowiedzi, nikt nie zapraszał mnie nawet na rozmowy kwalifikacyjne. Zarabiałam oczywiście, ale pracę musiałam zorganizować sobie sama. Pracowałam jako tłumaczka w trzech językowych konfiguracjach: polsko-angielsko-fińskiej. Kiedy urodziłam syna, uznałam, że praca freelancerki jest jednak zbyt mało stabilna. Zachciało mi się pracy w urzędzie. I znalazłam, ale nie ukrywam, pomogło fińskie nazwisko. Po tej formalnej zmianie, w ciągu trzech miesięcy otrzymałam dwie oferty praktyk i propozycje pracy. Od kilku lat w Finlandii przeprowadzane są kampanie społeczne, uświadamiające, że istnieje coś takiego jak dyskryminacja ze względu na niefińskie nazwisko.
W książce wiele miejsca poświęcasz równości i demokratyzacji, twoja historia trochę przeczy temu mitowi. W podobnym kontekście piszesz też o Saamach, grupie społecznej zamieszkującej północną część Finlandii, Laponię. To grupa, która historycznie nie miała lekko. Jak dziś wygląda sytuacja Saamów?
Teraz jest bardzo neutralnie. Dzisiaj można uczyć się saamskich języków i nawet je studiować, w Laponii Saamowie mogą się także nimi posługiwać w urzędach, a od 1996 r. działa Parlament Saamów (Sámediggi). W ogóle na ten niewygodny temat zaczyna się mówić. Przez wiele lat Finowie zachowywali się wobec tej grupy jak kolonizatorzy. Zresztą, kiedy w 2018 r. Finlandia obchodziła 100-lecie uzyskania niepodległości, ta grupa społeczna była całkowicie z obchodów wyłączona, napisały o tym także autorki reportażu o przymusowej fennicyzacji Saamów, Kukka Ranta i Jaana Kanninen. Kiedy przyjechałam do Finlandii, dziwiło mnie, że mieszkańcy tego kraju w zasadzie nic nie wiedzą o Saamach. Informacje w zasadzie kończyły się na ich umiejscowieniu geograficznym oraz tym, że istnieją trzy saamskie języki. Jeszcze w latach 80. w telewizji były programy rozrywkowe, w których wyśmiewano się m.in. z Saamów i Romów. Saamowie byli często przedstawiani jako pijani, brudni, leniwi. Z dzisiejszej perspektywy jest to szokujące, zwłaszcza kiedy bierze się pod uwagę to, w jaki sposób Finlandia jest postrzegana na świecie. PR idealnego państwa, w którym każdy jest traktowany równo. W zeszłym roku jeden z aktorów występujący w tym show z lat 80. oficjalnie przeprosił Saamów. Dziś ten dyskurs zaczyna się zmieniać, niemniej pojawiają się też głosy, by o tym zapomnieć, bo to było dawno. Poza tym politykę asymilacyjną wobec tej grupy prowadzono we wszystkich nordyckich krajach. Chciano pozbawić ich języka, wierzeń, tradycji. Wprowadzano szkoły z internatem, które oddzielały dzieci od rodzin i tradycji, zabraniano im także posługiwać się językami saamskimi. W Norwegii na przykład ta polityka była prowadzona w jeszcze bardziej radykalny sposób, wprowadzono bowiem prawne zapisy, które uniemożliwiały osobom nieposługującym się językiem norweskim zakup ziemi czy nieruchomości. Szwecja prowadziła politykę na dwa sposoby: tych Saamów, którzy hodowali renifery, uznano za wyjątkową część kultury szwedzkiej, ale pozostałych całkowicie asymilowano. Na terenie fińskiej Laponii przeprowadzano badania antropologiczne nad „rasą” Saamów.
Król Norwegii oficjalnie przeprosił za działania państwa norweskiego wobec Saamów. Również szwedzka minister przeprosiła „szwedzkich” Saamów za politykę asymilacji. Ale Finlandia nie wystosowała do tej pory oficjalnych przeprosin wobec rdzennej ludności Laponii.
W krajach nordyckich coraz częściej słyszy się o powrocie ruchów nacjonalistycznych. Jak to wygląda w Finlandii?
W Finlandii obecne są już od dawna. W parlamencie znajduje się teraz partia Perussuomalaiset, którą w dosłownym przekładzie można tłumaczyć jako Prawdziwi Finowie. Na jej czele stoi Jussi Halla-aho, który jest nie tylko nacjonalistą, ale także ksenofobem i rasistą. Ta partia w wyborach parlamentarnych w 2019 r. zajęła drugie miejsce. O Finlandii często mówi się jako o idealnym, jednolitym, przyprószonym białym śniegiem, uśpionym, utopijnym kraju, a tymczasem ona jest podzielona i rozwarstwiona. Z roku na rok widać różnice coraz wyraźniej. Duże miasta popierają z reguły partie lewicowe, ale i tam widać różnice, ponieważ biedniejsze dzielnice oraz peryferia stawiają na partie konserwatywne. A Prawdziwi Finowie zdobywają poparcie właśnie dzięki hasłom skierowanym przeciw imigrantom. Poza Prawdziwymi Finami działają jeszcze inne ugrupowania skrajnie prawicowe jak Żołnierze Odyna (S.O.O. ang. Soldiers of Odin, co ciekawe rzadko używają fińskojęzycznej nazwy fin. Odininsoturit). Organizacja ta zasłynęła „patrolowaniem” ulic w 2015 r. w czasie, kiedy Finlandia przyjęła około 30 tys. uchodźców głównie z Iraku, Afganistanu oraz Syrii. Do września 2018 r. działała również neonazistowska międzynarodowa organizacja zwana Nordyckim Ruchem Oporu (PohjoismainenVastarintaliike). Decyzją sądu apelacyjnego w Turku działalność tej organizacji została zakazana. Przy wspomnianych wcześniej organizacjach, konserwatywno-chrześcijańska partia Chrześcijańskich Demokratów wydaje się wręcz łagodna w swoich postulatach.
A jakie jest podejście Prawdziwych Finów do Saamów?
W zasadzie żadne; nie mówią o tym głośno. Mają innego wroga – imigranta.
Kilka miesięcy temu świat obiegła informacja o nowej, młodej premier Finlandii – Sanna Marin, kiedy obejmowała urząd, miała 34 lata. Dodatkowo skompletowała w gabinecie inne młode kobiety. W Polsce można było usłyszeć różne głosy na ten temat, nie zawsze pochlebne. Jak zareagowali obywatele i obywatelki Finlandii?
Sanna Marin objęła urząd, kiedy poprzedni premier – z jej partii – podał się do dymisji. Sprawował urząd pół roku i partia wystawiła dwóch kandydatów, Marin wygrała większością głosów, ale nie było to druzgocące zwycięstwo. Zdobyła 99 głosów na 200 parlamentarzystów. Niemniej zwracano uwagę na jej młody wiek i wytykano brak doświadczenia, co nie jest prawdą, ponieważ Marin była zastępczynią szefa swojej partii (SDP, Suomen Sosialidemokraattinen Puolue, Socjaldemokratyczna Partia Finlandii). W jej rządzie większość ministerstw także objęły kobiety. Mówi się o nich „piątka fińskiego rządu” (fin. hallituksenviisikko): Sanna Marin, premier (SDP), Katri Kulmuni, minister finansów (Suomen Keskusta, Partia Centrum), Maria Ohisalo, minister spraw wewnętrznych (Vihreäliitto, potocznie Vihreät, Związek Zielonych lub Zieloni), Li Andersson, minister edukacji (Vasemmistoliitto, Związek Lewicy) Anna-Maja Henriksson, minister sprawiedliwości (RKP, Suomenruotsalainenkansanpuolue, Partia szwedzkojęzycznych Finów). One wszystkie stały na czele swoich partii. Rząd składa się z 18 ministrów, 11 kobiet i 7 mężczyzn. Mimo równouprawnienia, z którego słynie Finlandia, również tutaj nie obyło się bez szowinistycznych komentarzy dotyczących rządu, między innymi popularne stało się określenie huulipuna hallitus, dosłownie „rząd szminki”.
Czy w Finlandii możliwa jest rewolucja?
Zdarzały się takowe, ale teraz chyba raczej nie. Finowie lubią spokój i przewidywalne sytuacje, więc rewolucja byłaby bardzo mało prawdopodobna.
Pytam w kontekście słynnej bajki o Muminkach, na podstawie których pewnie większa część Polaków snuje swoje wyobrażenie o Finach. Niemniej o rewolucję zapytałam ze względu na Małą Mi, która nie wpisuje się w stereotyp poukładanej, a już na pewnie nie spokojniej Finki. Piszesz w swojej książce, że chcesz walczyć ze stereotypem gburowatego Fina. Miałam chyba w życiu jeden dłuższy kontakt z Finem. Uczyłam go polskiego o jakiejś potwornej 7.00 rano dwa razy w tygodniu i akurat tak się fatalnie trafiało, że tramwaj, którym jeździłam, zawsze był pięć minut spóźniony. Po jakimś czasie Fin, nic mi nie mówiąc, poprosił o zmianę lektorki.
O tak, punktualność! Poza tym, Fin nigdy nie powie wprost. Choć oni sami o sobie mówią, że potrafią, ale z moich doświadczeń i obserwacji wynika dokładnie coś innego.
Jak sobie z tym radzisz? Mówisz wprost i uchodzisz za gburkę, która nie umie się zachować i wali prosto z mostu, czy nauczyłaś się nie mówić?
Często się nad tym zastanawiam, ale wydaje mi się, że mówię, co myślę. W pracy na przykład zawsze mnie wysyłają, żebym poszła coś u szefowej załatwić. Wydaje mi się, że doceniają szczerość. Ale być może ja się już do tego przyzwyczaiłam, więc mnie to ani nie szokuje, ani nie razi.
A co tobie w Finlandii, u Finów i Finek, przeszkadza, zadziwia najbardziej?
Już może nie wkurza, a bardziej śmieszy na przykład, kiedy wychodzę na klatkę schodową i akurat w tym samym czasie chce wyjść sąsiad czy sąsiadka, i nagle te ich drzwi się zamykają, bo słyszą, że ktoś inny jest na korytarzu. To zabawne. Jak się przeprowadziłam w 2007 r., to zadziwiały mnie wszystkie ekologiczne rozwiązania, które stosowali. W Polsce w ogóle się jeszcze o tym nie mówiło, a tu były automaty do zwrotu butelek, segregacja śmieci. No i jeszcze osobliwość związana z autobusami. W Finlandii jest tak, że kiedy stoisz na przystanku, nawet sama, i jedzie jeden jedyny autobus, którego kierowca widzi, że czekasz, to jeśli mu nie pomachasz, to się nie zatrzyma. Kilka razy się na tym przejechałam, ale już weszło mi w krew. To był szok kulturowy!
Z takich osobliwości, to jest jeszcze takie ścisłe trzymanie się reguł i przepisów: to bardzo utrudnia życie. Ale chyba najbardziej uderza mnie fińska powolność. Objawia się w zasadzie we wszystkim, nawet na poziomie podejmowania decyzji w pracy. Każda, nawet najmniejsza i błaha sprawa, wymaga stworzenia pięciu grup roboczych, kilku spotkań, planowania. Ten proces jest potwornie długi, bo wszystko musi iść według ustalonych zasad i procedur. Tych pisanych i nie. Plus na to wszystko nakłada się biurokratyzacja.
Biurokratyzacja kojarzy mi się Rosją, z którą Finlandia też ma swoją historię. Czuje się wpływy rosyjskie w tym kraju?
Wyraźnych nie ma. W centrum placu Senackiego w Helsinkach stoi pomnik cara Aleksandra II, który nigdy nie został zniszczony. Finlandia nie zapomniała tego, że pod panowaniem Rosji otrzymała ograniczoną, ale jednak, autonomię i Finowie mogli posługiwać się swoim językiem. A w czasach szwedzkich było to zabronione. Więc do samej Rosji i nawet tego okresu, Finowie nie mają aż tak bardzo negatywnego stosunku. Rosjanie są też drugą co do wielkości mniejszością narodową w Finlandii, a Rosja jest jednym z jej najważniejszych partnerów gospodarczych. Jest jeszcze Karelia, ziemia utracona na rzecz Związku Radzieckiego w czasie drugiej wojny światowej. Finowie zamieszkujący te tereny zostali przesiedleni na tereny obecnej Finlandii. Do tych rejonów pozostał wielki sentyment, o czym mogą świadczyć popularne wśród seniorów wycieczki do Wyborga. Żaden Fin nie wypowie nazwy miasta Wyborg inaczej niż po fińsku, podobnie jak dla Polaków Wilno rzadko kiedy będzie nazywane Vilnius. Szczególnie dla starszych Finów oraz tych o bardziej nacjonalistycznych poglądach to nadal fińskie miasto, ale należy również podkreślić, że obecnie żadna partia polityczna nie nawołuje do przywrócenia tych ziem Finlandii. Zresztą, wydaje mi się, że Finowie są taką mieszanką osobowościową, takie połączenie nordyckiego poukładania z nutką słowiańskiej melancholii.
A jak u Finów z poczuciem humoru?
Bardzo lubią się śmiać, szczególnie uwielbiają takie złośliwe żarciki. Jednym z nich jest pizza Berlusconi, czasami zwana też zemstą Finów: Silvio Berlusconi był bardzo zawiedziony kulinarnymi doznaniami z Finlandii i głośno komentował, jak złym jedzeniem był raczony w Suomi, co oczywiście wywołało wiele komentarzy. Po fińsku nie reagowano jednak na zaczepki ówczesnego premiera. Kilka lat później w Nowym Jorku odbywał się coroczny międzynarodowy konkurs na najlepszą pizzę na świecie. Konkurs wygrała „pizza Berlusconi” przygotowana przez dwóch Finów. Skład pizzy był wyjątkowy – mięso renifera, pieprznik trąbkowy, a w cieście mąka żytnia.
Poza tym nieustannie śmieją się ze Szwedów, to oczywiście przez zaszłości historyczne, podszyte lekką warstwą zazdrości i poczucia krzywdy. Dowcipkują z metroseksualności szwedzkich mężczyzn, stylu życia, braku umiejętności podejmowania decyzji. Jednym z takich popularnych dowcipów jest na przykład pytanie: Jaka jest najkrótsza szwedzka książka? Spis szwedzkich bohaterów wojennych. Te żarty działają oczywiście w dwie strony.
Dużo piszesz o fińskim grudniu, miesiącu ciągłych okazji do imprez, między innymi bożonarodzeniowych: w pracy, z przyjaciółmi, z rodziną. Utarło się także przekonanie, że Finowie mają problem z alkoholem. To prawda?
Według statystyk Finowie spożywają w ciągu roku mniej więcej podobne ilości alkoholu co Polacy, ale tutaj więcej mówi się o problemie i się go dostrzega. Po imprezowym grudniu następuje trzeźwy styczeń, czas faktycznego wyciszenia. Choć niektórzy lekarze twierdzą, że to zbyt duży szok dla organizmu. Pamiętam, że po raz pierwszy wybrałam się do Helsinek właśnie w grudniu, w czasie trwania tych wszystkich imprez świątecznych. I to był jeden z moich szoków kulturowych. Płynęłam promem z Tallina i byłam naprawdę zszokowana, bo ten cały statek był pijany. Do dziś zresztą – z racji tego, że w Finlandii alkohol jest drogi – opcja taniego promu do Tallina jest jedną z ważniejszych wycieczek dla Finów. Należy jednak podkreślić, że powody fińskich wycieczek do Tallinna powoli się zmieniają. Finowie również bardzo chętnie korzystają z różnego rodzaju usług oferowanych w Tallinnie, od restauracji, przez zabiegi w salonach spa po zabiegi medyczne.
Skoro jesteśmy przy świętach, to może opowiesz o saunie, piszesz, że sauna w Wigilię to fiński obowiązek. Skąd się to wzięło?
Sauna jest dla Finów takim miejscem trochę magicznym, a na pewno bardzo ważnym. Towarzyszy Finom od narodzin do śmierci. W saunie na świat przychodziły dzieci, bo tam było ciepło, była ciepła woda, ale też w saunie przygotowywano zmarłych do pogrzebu. Sauna dla Finów to nie tylko relaks i rozrywka. A już wigilijna to obowiązek. Według wierzeń ludowych tego dnia z sauny korzystać można tylko do zachodu słońca – co w Finlandii oznacza, że trzeba się wyrobić do południa, ponieważ po zmierzchu zbierają się w niej dusze osób, które wcześniej mieszkały w tym domu. One muszą mieć spokój i nie wolno im przeszkadzać.
A jak bardzo pierwotne wierzenia czy mitologia obecne są dziś w życiu Finów i Finek?
No nie mogę powiedzieć, że bardzo. Raczej symbolicznie i chyba właśnie znowu najbardziej w saunie. W dawnych wierzeniach sauny miały swoich opiekunów lub opiekunki, czyli istoty zwane saunanhaltijat, saunatonttu, saunaukko. Nawet obecnie w saunach można zobaczyć ukryte w rogach figurki przypominające skrzata. Na te „duchy/duszki sauny” należało uważać, bo miały trudny charakter, były bardzo humorzaste i albo mogły nam pomóc, albo zaszkodzić. Aby uniknąć rozzłoszczenia tych niewidzialnych mieszkańców, należało przestrzegać wielu zasad – unikania głośnych rozmów, śpiewów, po wejściu do sauny należało się przywitać, konieczne było zostawienie wody do polewania kamieni oraz jeszcze wiele innych. Czasami ci nadprzyrodzeni opiekunowie mogli ujawniać swoją obecność przez lekko słyszalne rozmowy, ślady na śniegu, zapalone światło, a nawet pojawiały się jako postacie – od skrzatów, przez nimfy po mężczyzn w podeszłym wieku. W ogóle, patrząc na krajobraz Finlandii – jej ciemne zimy i bezkresne lasy – to faktycznie można rozbudzić wyobraźnię. Ale jestem na to chyba zbyt racjonalna.
W tytule twojej książki, prócz sauny, znajdziemy jeszcze dwa słowa: sisu i salamiakki. Opowiesz o nich?
Nieprzetłumaczalne jednym słowem pojęcie sisu zyskuje od kilku lat coraz większą popularność poza Finlandią. Sisu to zbiór cech osobowości takich jak: hart ducha, wytrwałość, dążenie do celu, niepoddawanie się. Według Finów to właśnie wewnętrzna siła sisu pozwalała im przetrzymać trudne warunki – srogie zimy, nieurodzaj, częsty głód, a nawet według wielu, to właśnie sisu zadecydowało o sukcesach Finlandii w początkowej fazie wojny zimowej prowadzonej ze Związkiem Radzieckim na przełomie 1939 i 1940 r. We współczesnym rozumieniu sisu podkreśla się aspekt niepoddawania się, przy czym ważniejsze jest robienie małych kroków niż zdobywanie samych szczytów.
A salmiakki to ogólna nazwa słodyczy, głównie cukierków, z dodatkiem chlorku amonu, zwanym salammoniacum, stąd fińska nazwa salmiakki. Często występują one w połączeniu z lukrecją, przez co są nazywane (poza Finlandią) słoną lukrecją. Jednak muszę podkreślić, że cukierki lukrecjowe nie zawsze zawierają salmiakki. Smak salmiakki może ukrywać się w nadzieniu czekolady, lodach, kremach do tortów, likierach, gumie do żucia oraz w niewinnie wyglądających babeczkach, więc jeżeli nie jesteśmy fanami tego oryginalnego smaku, to należy zachować czujność. Chlorek amonu jako składnik soli trzeźwiących oraz wykrztuśnych preparatów medycznych pojawił się w Finlandii w XVIII w. Rewolucja nastąpiła jednak po połączeniu lukrecji i salmiakki. Charakterystyczne czarne romby sprzedawane w aptekach jako „pastylki na kaszel” zawojowały fińskie kubki smakowe, dosłownie. Te pastylki tak posmakowały Finom, że niewiele później zaczęto produkować je na większą skalę przez fabryki cukierków i słodyczy. Początkowo stężenie chlorku amonu było bardzo duże, co powodowało wiele dolegliwości, obecnie zawartość chlorku amonu nie może przekroczyć 7%, a w gumach do żucia 3,5%. Finowie uwielbiają ten specyficzny słonawy smak.
No więc kuchnia. Prowadzisz także blog „Fińskie smaki”, z którego można wywnioskować, że kuchnia tego kraju nie ma dla ciebie tajemnic. Mówisz, że polubiłaś z czasem nawet lukrecję, ale czy jest coś, czego nie jesteś w stanie przełknąć?
Tak! Zapiekanka wigilijna perunalaatikko, która składa się z purée ziemniaczanego i słodkiego syropu (obecnie). Tego nie polubię nigdy. Oprócz tego istnieją jeszcze różnego rodzaju parówko-mielonki fińskiej produkcji, tego też nie tykam. Zasadniczo fińska kuchnia opiera się na ubogich produktach, ale jest bardzo dobra. Tęsknię za polskim jedzeniem: za barszczem i uszkami! Barszcz czasem robię sama, ale uszek nie, bo najlepsze na świecie robi moja mama.
Po 12 latach w Finlandii umiesz powiedzieć, kiedy Fin jest szczęśliwy?
Poczucie szczęścia jest bardzo indywidualne, ale może mogę się pokusić o pewne uogólnienie. Po pierwsze Finowie nie będą głośno mówić o tym, że czują się szczęśliwi. Fińskie szczęście ma bardziej wymiar prywatny, indywidualny niż kolektywny. Powiedziałabym, że Fin jest szczęśliwy, kiedy odczuwa spokój wewnętrzny oraz kiedy otacza go spokój na spacerze, w lesie, w domku letniskowym. Poczucie szczęścia daje również wizyta w saunie, szczególnie po bardzo pracowitym dniu. Jednostkowe odczuwanie szczęścia nie dotyczy oczywiście wygranej w mistrzostwach świata w hokeju na lodzie czy awansu do mistrzostw Europy w piłce nożnej, wtedy zbiorowe, wyjątkowo ekspresyjne świętowanie może trwać wiele, wiele godzin.
Aleksandra Michta-Juntunen:
Absolwentka politologii oraz zarządzania z językami obcymi. Zawodowo zajmuje się rozwojem edukacji zawodowej w Finlandii oraz tłumaczeniami. Od 12 lat mieszka w Helsinkach, jednak zanim zapuściła korzenie w Finlandii, mieszkała na Litwie, w Norwegii i Hongkongu. Kolekcjonerka fińskich tłumaczeń literatury polskiej oraz wielbicielka dobrej kuchni. Swoją kulinarną pasją dzieli się na blogu Fińskie smaki. Tam przybliża tajniki kuchni fińskiej, tradycje oraz ciekawostki. Kuchnię fińską ceni za prostotę, a za najlepszy fiński smak uznaje tradycyjny żytni chleb. Wielka entuzjastka fińskiej sauny oraz leśnych spacerów. Prywatnie mama sześciolatka i żona byłego właściciela reniferów.