Naszym domem jest las 
i
kadr z filmu „Zostało nam słońce”, mat. prasowe MDAG
Opowieści

Naszym domem jest las 

Mateusz Demski
Czyta się 12 minut

Wywłaszczeni, wykorzenieni, pozbawieni ziemi. Wielu ludzi myśli, że kolonializm zakończył się wraz z podbojem Ameryki. Przykład ludu Ayoreo z lasów Gran Chaco w Paragwaju pokazuje, że trwa do dziś. 

Kiedyś domem Mateo Sobode Chiquenoiego był las. Urodził się w szałasie zbitym z gliny, gałęzi i suszonych pnączy, ukrytym głęboko w poplątanej roślinności. Pierwszy obraz, jaki pamięta: leży na śpiworze, który uszyła mama i wpatruje się w linię wierzchołków drzew.

Od tamtej pory minęło ponad pół wieku. Teraz żyje w niewielkiej osadzie, prostej chatynce krytej blachą i deskami, gdzie w miejscach okien są po prostu otwory w ścianach.

„A co, gdyby ktoś ci powiedział, że możesz wrócić do lasu?”.

„Wracałbym. To była kraina obfitości, miara naszego bogactwa”.

To było dobre życie

Na pytanie, jakie tam było życie, Mateo Sobode Chiquenoi odpowiada krótko: dobre, bo natura zawsze hojnie traktowała lud Ayoreo. Ziemia, słońce, las zapewniały wszystko, czego potrzebowali. Żywili się dziką zwierzyną, polowali na dzikie świnie, łowili ryby, łapali żółwie, jedli ich mięso na surowo. W porze deszczowej uprawiali kukurydzę, fasolę i melony. Miód można było brać prosto z drzewa. Wodę piło się ze strumienia do woli. W lesie zawsze było wszystkiego pod dostatkiem. Nikomu niczego nie brakowało.

Las to był również świat magii, czarów i zaklęć. Rodzice Mateo w czasie modlitwy zwracali się w kierunku słońca, które nazywali Yoquimamito – wyższą istotą, która dogląda człowieka z góry. Wśród Ayoreo żyli szamani; cieszyli się sławą jako ci, którzy zaprzyjaźnili się z duchami. Nauczali, że powinnością człowieka jest podążanie za cyklem

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Jak umierają encyklopedie
i
Daniel Mróz – rysunek z archiwum, nr 731/1959 r.
Wiedza i niewiedza

Jak umierają encyklopedie

Julia Fiedorczuk

Pandemia COVID-19 pochłania wśród rdzennych Amerykanów nawet dwa razy więcej ofiar niż wśród reszty społeczeństwa. Wraz z najstarszymi członkami plemion znika ostatni łącznik z wiedzą, tradycjami i językami. O ratunek trudniej, gdy trzeba pokonać nieufność wobec rządu, który nowoczesnej medycyny dotąd używał jako formy władzy i przemocy.

Rdzenne kultury Ameryki Północnej właśnie wypracowują unikatowe sposoby dostosowywania się do nowoczesnego, stechnicyzowanego świata. Robią to bez zrywania łączności z tym, co nas wszystkich trzyma przy życiu – dynamiczną, ewoluującą planetą. To proces niezwykły, bo następuje po wiekach krwawych podbojów, okradania mieszkańców z ziemi i zasobów, manipulacji, kłamstw i łamania traktatów, a także po okrutnych próbach akulturacji trwających niemal do końca XX w. (o kanadyjskich przymusowych szkołach z internatem dla dzieci pochodzenia autoch­tonicznego pisała niedawno w Polsce Joanna Gierak-Onoszko, w Stanach Zjednoczonych istniały podobne programy). Tymczasem rdzenne kultury Ameryki Północnej nie tylko nie zniknęły, ale także zaczęły się dynamicznie odradzać. W szkołach uruchomiono programy nauczania języków plemiennych, aktywiści podjęli walkę o to, by społeczności te miały możliwość samostanowienia politycznego i kulturowego, próbowano też odbudowywać rodzime systemy prawne – inaczej niż w myśli zachodniej odnoszące się do Ziemi i jej nieczłowieczych mieszkańców.

Czytaj dalej