Nie gorzknieć, nie poddawać się
i
fot. Juandec (Saragossa, 2010)/ Wikimedia Commons
Przemyślenia

Nie gorzknieć, nie poddawać się

Piotr Stankiewicz
Czyta się 3 minuty

Nie macie czasem wrażenia, że życie promuje zimnych, cynicznych drani, którzy podlizują się do góry, a kopią w dół, myśląc tylko o sobie i własnej korzyści? Że świat nie jest ani sprawiedliwy, ani racjonalny, że nie docenia naszej wspaniałomyślności, empatii czy szlachetności tak, jakbyśmy chcieli? Nie ukrywajcie tego – każdy tak czasem myśli. Jak więc żyć, panie stoiku?

Przede wszystkim: nie należy zaprzeczać, nawet jeśli diagnoza jest ponura, a obraz wyłania się smutny. Nie należy iść w zaparte i wbrew kłującym w oczy faktom wmawiać sobie, że ciężka praca popłaca, a przyzwoitość jest wynagradzana, że każdy dostaje od życia to, na co zasłużył i czego się dosłużył, a karma zawsze wraca. Jedną z najświętszych zasad stoicyzmu jest przyjmować fakty do wiadomości, patrzeć im w oczy, brać się za bary z rzeczywistością taką, jaka jest. Nie jest więc żadnym rozwiązaniem samooszukiwanie się, że świat jest miejscem miłym i przyjaznym, a życie lekkim i bezproblemowym kawałkiem chleba. Iluzje i złudzenia, mamienie samego siebie – do niczego nie prowadzą, przeciwnie, od wszystkiego odprowadzają.

Co wobec tego? Wyzwanie, które przed nami stoi, jest podwójne. Po pierwsze, nie zgorzknieć. Nie dać się zepchnąć do defensywy, nie dać się stłamsić, nie dać się przekonać, że zło jest ostateczną i bezwyjątkową odpowiedzią. Nie dać się przekonać, że cynizm i egoizm będą zawsze zwycięską kartą, że tylko one są gwarantem skuteczności w życiowej rozgrywce. Naszym obowiązkiem jest ocalić to źródełko szlachetności, bezinteresowności i pozytywności, które nam w duszy bije, a które świat chciałby zasypać. To jest nasze pierwszoplanowe zadanie: świat jest zły, a więc musimy się strzec, żeby sami nie stać się źli. Ludzie są źli, ale my mamy nie stać się tacy jak oni.

Informacja

Z ostatniej chwili! To trzecia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Ale to dopiero mniejsza i lżejsza połowa zadania. Nie chodzi bowiem o to, żeby heroicznie wytrwać na szańcach emigracji wewnętrznej i machać sztandarem „moralnego zwycięstwa”, który to sztandar wygląda pięknie, ale interesuje mało kogo. Wytrwanie w szlachetności nie może być tylko wytrwaniem. Nie może się odbywać kosztem rezygnacji, obcięcia aspiracji, zmalenia, skurczenia do formy przetrwalnikowej. Uczciwość nie polega na tym, że oddamy wszystko walkowerem tym, którzy grają nieuczciwie. Nie wolno nam się poddać, machnąć ręką, nie wolno oddać świata tym, którzy działają cynicznie i bezwzględnie. Musimy wciąż żyć, działać i tworzyć, ale po swojemu, przestrzegając swoich zasad i swoich warunków.

I to jest wyzwanie o niebo trudniejsze. Nie chodzi bowiem tylko o to, żeby nie zgorzknieć, ale też o to, żeby się na tym nie zatrzymać. Musimy nauczyć się stawiać na swoim, mimo że bez egoizmu, musimy umieć walczyć o swoje, mimo że bez cynizmu. Musimy stawać w szranki, bić się o najwyższą stawkę, brać odpowiedzialność… ale bez tej bezwzględności, którą mają oni, bez kopania leżących i wspinania się po trupach Zadanie szlachetne, ale trudne. Tu jednak wracamy do puenty, która była już na samym początku: nikt nie mówił i nie obiecywał, że będzie łatwo.

Czytaj również:

Chwilo trwaj!
Przemyślenia

Chwilo trwaj!

Jan Błaszczak

Kiedy przeprowadzałem wywiad z zespołem Lotto, gitarzysta Łukasz Rychlicki opowiadał mi wiele o poszukiwaniu odpowiedniego dźwięku. Tonu, który wprowadzałby grające ze sobą instrumenty w przyjemny rezonans. Może dlatego w utworach tego trio dźwięków jest tak mało i wybrzmiewają one powoli – muzycy spędzili tyle czasu na ich poszukiwaniu, że gdy w końcu usłyszeli upragnione tony zostawali przy nich na długie minuty. Najskuteczniejszą metodą uzyskania takiego rezultatu było dążenie do współbrzmień. Sytuacji, kiedy dźwięki gitary i kontrabasu zaczynają się zlewać, czego skutkiem ubocznym stają się przypadkowe rezonanse, zderzające się tony i półtony.

Rozmowa z Lotto przypomniała mi się, kiedy słuchałem albumu Ellen Akrbro. Szwedzka kompozytorka również lubi, gdy dźwięk ma dość czasu, by wybrzmieć. Nic dziwnego, w końcu studiowała pod okiem legend amerykańskiego minimalizmu: La Monte Younga i Marian Zazeeli. Artystów, którzy pod banderą The Theatre of Eternal Music grali kilkunastogodzinne, transowe koncerty składające się z ledwie kilku dźwięków. Ich fascynacja przeciągłymi, niekończącymi się dźwiękami – które zaczęto określać mianem „drone music” – bez wątpienia udzieliła się ich uczennicy. Szczęśliwie młodej kompozytorce udało się znaleźć sposób, by tak modne ostatnio inspiracje przekuć na autorskie kompozycje.

Czytaj dalej