Nieokrągłe urodziny „Przekroju” Nieokrągłe urodziny „Przekroju”
i
ilustracja: Marek Raczkowski
Opowieści

Nieokrągłe urodziny „Przekroju”

Sylwia Niemczyk
Czyta się 15 minut

Gdyby mój tekst wpadł w ręce Mariana Eilego, tego akapitu by nie było. Twórca „Przekroju” pierwsze zdania wyrzucał zawsze: bez litości i bez namysłu. „Artykuł, który nie ma początku, jest lepszy!” – mówił. I najczęściej miał rację.

W tych rzadszych sytuacjach redaktorzy po cichu przywracali usunięty fragment i trzymali kciuki, żeby szef niczego nie zauważył. Nawet jeśli widział, nie wracał do sprawy, numer szedł do druku, ale jako że natura nie znosi próżni, w kolejce czekały już kolejne teksty, w których wielki redaktor (współpracownicy nazywali go tak trochę żartem, a trochę z podziwem) mógł coś powycinać. I wycinał tak, tydzień po tygodniu, przez okrągłe 24 lata i 1277 wydań „Przekroju”.

Był 1945 r., kiedy nad Polską na nowo rozbłysła iskra kreatywności. Jeszcze trwała wojna, wciąż nie wszyscy ocaleni wrócili z hitlerowskich obozów, ale w powietrzu czuć już było nowe. Kraków – drugie co do wielkości miasto w Polsce – nie podzielił losu Warszawy, którą rok wcześniej naziści zrównali z ziemią. Też został boleśnie okaleczony, jednak większość domów stała, było gdzie mieszkać i pracować. Właśnie dlatego to tu po wojnie przyjeżdżali polscy pisarze, artyści, intelektualiści.

Pierwszy numer tygodnika „Przekrój” ukazał się w połowie kwietnia 1945 r. Cieniutki, zaledwie 16 stron, ale za to m.in. z felietonem Czesława Miłosza. „Przekrój” od początku mierzył wysoko: literatura najlepszych autorów, żarty najwyższych lotów, artykuły – tylko te najciekawsze. „Lekko, pismo robi się lekko!” – to było kolejne motto Mariana Eilego. W powojennych, trudnych latach „Przekrój” dawał swoim czytelnikom szczyptę piękna i dowcipu. Miało być mądrze, lecz nigdy nudno, poważne teksty były więc okraszane zabawnymi rysunkami, komunistyczne komentarze – bez których w tamtych czasach w krajach bloku wschodniego nie mogła się

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Przekrój dla początkujących Przekrój dla początkujących
i
ilustracja: Marek Raczkowski
Rozmaitości

Przekrój dla początkujących

Paulina Wilk

W ciężkiej powojennej aurze narodziło się pismo stworzone z dowcipu, absurdu, lekkości i koloru. „Przekrój” był fenomenem: do niczego niepodobny, ustawiony bokiem do reżimu, w warunkach technicznego ubóstwa – wprost niewykonalny. A jednak był i czytali go wszyscy, od ostatniej strony.

Wojna jeszcze trwała, gdy w kwietniu 1945 r. ukazał się pierwszy numer. Pomógł przypadek. Na ulicy w Łodzi Jerzy Borejsza – szef „Czytelnika”, rosnącego imperium wydawniczego – wpadł na Mariana Eilego. Znali się sprzed wojny, gdy Eile był sekretarzem „Wiadomości Literackich”. A Borejsza szukał ludzi do tworzenia cotygodniowej wkładki ilustrowanej. Eile wsiadł więc do kukuruźnika i przeleciał, z wysoką gorączką, do Krakowa, gdzie zachowała się bezcenna substancja techniczna i intelektualna – przetrwały maszyny drukarskie, a w jednej kamienicy na głowach siedzieli sobie pisarze i twórcy ocalali z wojennej pożogi. Jerzy Putrament, który miał być redaktorem naczelnym, został feralnie postrzelony, powiedział więc tylko: „Zastąp mnie”.

Czytaj dalej