Nieuważność i grzyby
i
ilustracja: domena publiczna / rawpixel
Przemyślenia

Nieuważność i grzyby

Mateusz Kołczinger
Czyta się 4 minuty

Jeden z moich adeptów, którego imienia nie wymienię, gdyż go nie pamiętam, jakiś czas temu zapytał mnie (lub zapytała – przypalajcie mi kciuk zapałką sztormową, ale płci również nie pomnę), otóż zapytał mnie ów adept, czy jadłem kiedyś grzyby. Ponieważ, o czym czytelnicy doskonale wiedzą, nie zwracam uwagi na to, co jadam, zgodnie z prawdą odpowiedziałem, że nie wiem. I ziewnąłem.

Ta głęboka filozoficzna odpowiedź nie wystarczyła mojemu rozmówcy, który nalegał, bym koniecznie grzyby zjadł i podzielił się z nim wrażeniami. W owym czasie był to mój jedyny, z wielkim trudem złowiony uczeń, więc przystałem na to, choć niechętnie – adept opowiadał, że po zjedzeniu grzybów można osiąg­nąć

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Chwile magiczne
Promienne zdrowie

Chwile magiczne

Mateusz Kołczinger

Czasem jest mi po prostu przykro, kiedy słucham i czytam, co plotą ludzie na temat Nieuważności. Wydaje się niedouczonej ciżbie, że nie jest to trudna i wymagająca ścieżka, ale duchowy odpowiednik siorbania lemoniady na tarasie. Wyobrażają sobie różne osoby, że podczas gdy jogini, członkowie kółek różańcowych, wojujący ateiści, czciciele trzmieli, himalaiści zimowi i karatecy kroczą ku swoim podniosłym celom w znoju i wyrzeczeniach, ten, kto wybrał Nieuważność, przypomina kowboja z kreskówki, który ze źdźbłem w kąciku ust, z kapeluszem nisko na czole i zmrużonymi oczami popuścił cugli koniowi i pozwala, by ten sam go prowadził – w delikatnych promieniach słońca, przy dźwiękach harmonijki ustnej sączących się nie wiadomo skąd.

Taki stereotyp jest krzywdzący. Tylko ten, kto poświęcił swoje życie Nieuważności, wie, że jest to miłość niełatwa i wymagająca – do tego stopnia, że aż trudno nazwać ją miłością (nie wiem doprawdy, czemu użyłem tego słowa). Bywa przecież tak, że tygodniami, lub miesiącami, nie czyni się żadnych postępów, że człowiek wręcz cofa się na ścieżce Nieuważności, bo zewsząd wdziera się w jego życie porządek świata. Ma się wrażenie, że skarpetki same odnajdują pary, zwijają się w zgrabne kulki i wpadają na odpowiednią półkę w szafie, a – co gorsza – podobne rzeczy dzieją się z myślami. Zdarzenia oraz idee nabierają sensu, wiążą się ze sobą, co mnoży sens w postępie geometrycznym i nic nie jesteśmy w stanie na to poradzić, bo tak działa rozum i pragnienie porządku, najsilniejsze, najgorsze ludzkie instynkty i najzacieklejsi nieprzyjaciele Nieuważności. 

Czytaj dalej