
Nie ma kogoś takiego jak Mike Bryan albo Bob Bryan. Istnieją tylko bracia Bryanowie. Mieli jeden e-mail, wspólne konto bankowe, a czasem nawet łóżko. I stworzyli tenisowy debel wszech czasów.
Nigdy nie chcieli grać przeciwko sobie. Widzieć w bracie rywala, kogoś, kogo trzeba pokonać, nad kim trzeba udowodnić swoją wyższość? Źle by się z tym czuli. Być może dlatego, że byli ze sobą tak blisko, a może dlatego, że tak zostali wychowani.
Kiedy mały Mike trafiał na małego Boba jako przeciwnika w turnieju, ojciec rzucał monetą, który z nich odpuści mecz, przy następnej okazji brat się rewanżował, a potem znów następowało losowanie. W ten sposób rozstrzygniętych zostało około 80 finałów turniejów dla dzieci. Wayne i Kathy Bryanowie nasłuchali się wówczas od rodziny, że wychowują synów niesportowo. Za tym pomysłem krył się jednak plan. Bryan senior chciał, by obaj synowie mierzyli najwyżej,