Sztuka kucania Sztuka kucania
Wiedza i niewiedza

Sztuka kucania

Herman Pontzer, David Raichlen
Czyta się 10 minut

Członkowie zagubionego w buszu plemienia Hadza nie chorują na serce, cukrzycę i otyłość wcale nie dlatego, że tak zdrowo jedzą i dużo się ruszają, ale ponieważ udało im się zachować pradawną, utraconą na drodze rozwoju cywilizacji sztukę zdrowego odpoczywania.

Kolejne upalne popołudnie w północnej Tanzanii, kolejna runda gry w gorące krzesła. Wróciliśmy do obozu wykończeni słońcem. Marzymy tylko o tym, żeby usiąść. Patrzymy na siebie i na jedyne wolne krzesło. Na drugim siedzi uśmiechnięty od ucha do ucha Onawasi. Jest poważanym starcem z tutejszej społeczności, a przy tym prawdziwym szelmą. Ewidentnie cała sytuacja go bawi.

Spędzaliśmy lato z plemieniem Hadza – to jedna z ostatnich na świecie grup zbieracko-łowieckich. Jej członkowie nie chorują na serce, omijają ich też inne problemy powszechne w krajach rozwiniętych. Chcieliśmy się dowiedzieć dlaczego. Załadowaliśmy się więc do dwóch land cruiserów, wypakowanych po sufit sprzętem, dzięki któremu mog­liśmy dokładnie mierzyć, jak poruszają się członkowie Hadza i ile spalają kalorii, kiedy tropią zwierzynę albo zbierają miód, bulwy czy jagody. I wyjechaliśmy w busz.

Tego dnia Onawasi cały poranek spędził na polowaniu, więc zasłużył na krzesło bardziej niż my. Niemniej czuliśmy, że sprawy wymykają się spod kontroli. Nasze bezcenne, składane krzesła, które przytargaliśmy do buszu, działały na Hadza jak magnes. Każdy, kto odwiedzał nasz obóz, ciągnął do nich jak ćma do lampy ogrodowej.

Oczekiwaliśmy, że sporo dowiemy się od Hadza o tym, jak pozostać na długie lata aktywnym fizycznie, ale przy okazji nauczyliśmy się od nich

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Bliskość w kałuży Bliskość w kałuży
i
zdjęcie: Valeria Strogoteanu/Unsplash
Opowieści

Bliskość w kałuży

Tomasz Sitarz

Oto inspirowana biologią legenda o początkach wszelkiej komunikacji. A poniżej dodatek naukowy.

Dawno, dawno temu, gdy wiele rzeczy nie miało jeszcze nazwy i mówiąc o nich, trzeba było wskazywać palcem, życie występowało tylko w jednej, odizolowanej od reszty świata kałuży, a mieszkające w niej organizmy były identyczne. Ich dni nie różniły się od siebie, a jedynym sposobem określenia biegu czasu były podziały komórkowe. Nie mając naturalnych wrogów, prosperowały. Ich liczebność rosła, ale każda z zawieszonych w pierwotnej zupie istot czuła się samotna, ponieważ nie znała sposobu oznajmiania innym swojej obecności. Obserwator, który spoglądał czasem na tę płytką kałużę, zaniepokoił się.

Czytaj dalej