Wcześnie zauważyłem, że klasyczni erdoganowscy normalsi (żadni islamiści) zwyczajnością nie różnią się specjalnie od statystycznych rosyjskich putinofilów, zwykłych polskich pisowców czy innych rodzin z syndromem kolan strzykających od grupowego wstawania.
Tureckość wdarła się w moje życie jeszcze we wczesnym dzieciństwie, podczas corocznych wakacji w subtropikalnej radzieckiej Picundzie, na abchaskim wybrzeżu Morza Czarnego. Wraz z jego falami w nocy do małego tranzystorowego radyjka docierały fale krótkie i średnie, gdzie z racji bliskości geograficznej prym wiodły stacje w dziwnym bulgoczącym języku, w których reklamy papierosów mieszały się z hipnotycznymi melodiami przebojów (jak się później okazało) Ajdy Pekkan i Sezen Aksu. Była