Nie istnieją ludzie całkowicie sprawni. Każdy ma jakąś ułomność, tylko niektórzy bardziej widoczną.
„Fajne masz włosy, też takie chcę” – dotyka mojej głowy Adam, a ja nawet się nie dziwię. Wystarczająco udzieliła mi się niepoważna atmosfera panująca w piwnicy dawnej siedziby PZPR w Pile. To tu zespół Na Górze ma próby, a Adam to ich wokalista. Za chwilę zacznie wykrzykiwać słowa najnowszej piosenki: „Król! Król!/Ma prezydenta/ma parlament/ma telewizję/ma w dupie nas/Król!/Król!/Po co nam król?”.
Salka prób liczy 4 × 5 m. Pięcioosobowa kapela dzieli ją z Grabażem i zespołem Strachy Na Lachy. Na ścianach: kalendarz z roznegliżowanymi kobietami, plakat z hiszpańskiego festiwalu, powiększona do posterowych rozmiarów okładka kultowej płyty Joy Division Closer. Pełen rock and roll. I chociaż z fotografem grzecznie pijemy herbatę i chrupiemy ciasteczka, to piwo już się chłodzi. No bo jak to – próba zespołu rockowego bez piwa? Wypiją dopiero wtedy, gdy wybrzmi ostatnia piosenka – kiedy pili podczas prób, kończyło się tak, że nie trzymali rytmu. Bywało, że któryś zanadto gwiazdorzył.
„Ja grałem sobie, a on sobie, przestawaliśmy być zespołem” – śmieje się Krzysztof Nowicki „Kris”, klawiszowiec.
Kris ma przed sobą 61 klawiszy i sześć pokręteł syntezatora Roland z przyklejonym na przodzie logo zespołu. Na klawiszach, nieco z boku, położył papierową ściągę z tytułami piosenek: Znowu przyszła, Serce, Choroba, Debil. Klawiszy dotyka w pełnym skupieniu, z wyczuciem. Niestety, tylko jedną ręką, lewa nie nadąża mu za prawą, nie potrafił jej wyćwiczyć i z dwojga złego lepiej, by zwisała swobodnie.
Robert Wasiak, zwany „Małym”, perkusista, ma z kolei problemy z mówieniem. Opracował własny język migowy, który przydaje mu się na zagranicznych występach.
„Bo kto się dogaduje na migi, temu chętniej polewają” – żartuje kolega z zespołu.
Kiedy trzeba się z kimś dogadać, koledzy delegują Roberta – mimo że na próbach odpowiada im zwykle pojedynczymi słowami i okrzykami.
Adam Kwiatkowski, wokalista, w teksty wczuwa się jak nikt, ale ich nie pisze. Zresztą w ogóle nie umie pisać ani czytać.
Taki właśnie mają styl.
„Wszystko byłoby dobrze, proszę księdza – powiedziała organizatorowi chrześcijańskiego festiwalu jedna ze słuchaczek – gdyby oni grali na trzeźwo!”
„Ależ, proszę pani, oni nie są pijani – odpowiedział ksiądz. – Oni są niepełnosprawni”.
Krasnoludków nie będzie
Może to ten jeden, przypadkowo odebrany telefon wszystko zmienił?
W 1991 r. w Domu Kultury w Chodzieży odebrał go młody, długowłosy Wojtek Retz. Już od szkoły średniej chodził