A więc jest – mamy rok 2021. Skoro to czytacie, to znaczy, że przetrwaliście rok 2020. Poeta pisał, że „przeżyliśmy, to słowo z wszystkiego nas rozlicza” i jak to w poezji, fraza niespecjalnie prawdziwa, ale coś trafnie wskazuje. Rok 2020 był chyba najcięższy, najdziwniejszy i najbardziej wyjątkowy w ostatnim trzydziestoleciu. Jak to ktoś trafnie powiedział, „za naszego życia nie było takiej sytuacji”. „Naszego” miało tu znaczyć pokolenie boomu demograficznego lat 80. i pokolenia młodsze. Ale chyba nie tylko one się pod tym podpiszą.
Co dalej? Nowy rok to nie jest nowa kartka w kalendarzu – to cały nowy kalendarz. Fani aplikacji nie znają tego uczucia, kiedy kupuje się papierowy kalendarz na nowy rok. Zapach farby drukarskiej, pusta biel kartek, na których aż się chce planować nowe życie, nic nie jest jeszcze zapisane, wszystko jest jeszcze możliwe. A jeszcze piękniejszy jest moment, gdy można wreszcie wyrzucić pokreślony kalendarz na rok 2020.
Jak wiecie, jestem stoikiem reformowanym i w niejednym odbiegam od ortodoksji. Ale jedna z tradycyjnych rzeczy, które się mnie trzymają, to pitagorejskie inspiracje stoików, związane tyleż z harmonią sfer (przeżywszy rok 2020, trudno w nią wierzyć), co z liczbą, spoglądaniem na świat poprzez cyfry. Wszelkie liczbowe stosunki, ciekawostki, nieoczywistości. Ot, starożytna digitalność.
Pisałem przed rokiem, że 1 stycznia 2020 r. wkroczyliśmy w dekadę lat 20. XXI wieku. Odbyłem od tego czasu nieskończoną liczbą flejmów, w których przekonywano mnie, że to nieprawda, że dopiero w 2021 r., że to echo problemu roku 2000 i w ogóle, że nie ogarniam kalendarza. Nie spierając się już, dodam jedną rzecz, chyba mniej kontrowersyjną. Otóż zwróćcie uwagę, że od bieżącego roku przestaniemy już tak często wypowiadać słowo „dwutysięczny”. Będziemy mówić po prostu, „rok dwudziesty pierwszy”, „dwudziesty drugi” i tak dalej. Tak działa polszczyzna i sama nam sugeruje, że jesteśmy już w tym całym wieku XXI na dobre i bez odwrotu.
Cyfrowa historiozofia pozostaje oczywiście tylko tłem, bo główny wymiar zmiany daty w kalendarzu jest prywatny. To doskonała okazja, by to i owo zacząć na nowo. Siebie przede wszystkim. Wielokrotnie podkreślałem, że każdy dzień jest równie dobry na powzięcie decyzji noworocznych (decyzji, nie postanowień, to mocniej brzmi), bo punktem odniesienia nie ma być dla nas daleki rytm świata zewnętrznego, ale my sami. Niemniej przełom roku to czas, kiedy jest ruch w tym temacie. Wielu mówi i pisze o zmianach, półżartem i całkiem serio. Czemu nie pójść za tłumem, czemu się nie włączyć? Będziemy żyli po nowemu, od nowego roku wszelkie zmiany i w ogóle, „nowy rok, nowy ja”. Ostatnie brzmi boleśnie trywialnie, ale z banałami jest trochę jak z jurodiwyjmi – drażnią właśnie tym, że mają rację.
Każdy dzień jest równie dobry, by zrzucić starą skórę. Każdy dzień jest dobry, by zmienić siebie. Nowy rok też jest dobry. Wydaje mi się, że tą zasadą stoików, o której za rzadko mówię, jest „możesz zacząć nowe życie”. Niesłusznie, bo trzeba to mocno podkreślać. Sprawa jest nie tylko etyczna, nie chodzi tutaj „tylko” o zmianę sposobu myślenia, działania i życia. Jest też sens, by tak rzec, ontologiczny. Chodzi w ogóle o zerwanie ciągłości, o to, by realnie stać się kimś innym. Wyzwanie trochę niemożliwe, trochę możliwe – a próbować trzeba.
Nie mówimy tutaj o oderwanych abstrakcjach. Jest też sens najściślej praktyczny: czasem łatwiej jest zacząć siebie zupełnie od nowa, niż żmudnie się przekształcać. Przebudowywanie statku na pełnym morzu jest piękną metaforą i ambitnym zadaniem, ale nigdy się ono nie sprawdzi do końca. Czasem trzeba wrócić do stoczni. Wiecznie wprowadzane poprawki będą żmudne, mogą nużyć. Stała poprawa siebie jest piękną rzeczą, ale ma swoje ograniczenia. Bywa, że potrzebny jest twardy reset, całościowe zerwanie i puszczenie się na zupełnie nowe tory.
Energii, a przede wszystkim odwagi, do tego życzę nam wszystkim w nowym roku. A jako że najlepszą wymyśloną w naszym kręgu kulturowym platformą do stania się lepszą osobą jest stoicyzm, życzę nam wszystkim dużo stoicyzmu. Mając zaś w pamięci ten nieszczęsny rok 2020, dodam też przewrotnie, że owszem, życzę nam dużo stoicyzmu, ale po to właśnie, byśmy w twórczy sposób stawali się lepszymi ludźmi, a nie byśmy byli do niego zmuszani w rozpaczliwiej obronie przed ciosami losu.