Opowiadanie Profesora Tutki: O pszczołach i miodzie Opowiadanie Profesora Tutki: O pszczołach i miodzie
i
ilus. Daniel Mróz (archiwum nr 876/1962)
Doznania

Opowiadanie Profesora Tutki: O pszczołach i miodzie

Jerzy Szaniawski
Czyta się 8 minut

Tym razem profesor Tutka wspomina idylliczną wycieczkę za miasto, lipę dającą podróżnym wytchnienie w upalny dzień, pięknego siwowłosego starca-pszczelarza i miód, ach, ten miód…

Przy stoliku kawiarnianym, wśród panów, siedział znajomy rejenta, człowiek młody, jak się okazało z rozmowy, zamiłowany amator-pszczelarz.

W związku z pszczołami sędzia opowiedział o przygodzie, jaka go niegdyś spotkała: jechał wozem konnym przez wieś i opadły go pszczoły. Pogryzły jego, woźnicę i konia; sędzia pięć dni leżał potem w łóżku, a lekarz powiedział, że gdyby jeszcze z dziesięć, piętnaście pszczół dobrało się do ciała sędziego, kto wie czyby nie umarł. Od tej pory sędzia nie lubi pszczół.

– Przepraszam pana sędziego, ale pszczoły nie gryzą – odezwał się delikatnie ów amator-pszczelarz – one żądlą.

Słowo „żądlą” powiedział łagodnie, niemal czule.

– Ach, żądlą, żądlą – zirytował się sędzia – wiem, że jak nie ma zębów, gryźć nie może, ale tak od wieków mówiono i każdy

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Profesor Tutka o różnych poglądach Profesor Tutka o różnych poglądach
i
Daniel Mróz – ilustracja z archiwum, nr 876/1962 r
Doznania

Profesor Tutka o różnych poglądach

Jerzy Szaniawski

Mówicie panowie – odezwał się profesor Tutka – że ludzie o różnych poglądach doprowadzają siebie i innych podczas dyskusji do irytacji, gniewu, czasem nawet do nienawiści i patrzą na siebie wrogo. Ale można żyć i w zgodzie pomimo utarczek, mimo myśli oskarżających przeciwnika o braki umysłowe.

Opowiem o pewnym małżeństwie: ludzie starsi; pani rzutka, aktywna, pan – cichy i bierny. Hasłem pani była walka. Zawsze walczyć! Nie poddawać się, walczyć ze złem! Mąż wyznawał: „Nie sprzeciwiać się złu”. Przedstawiając sprawę poglądowo, jeżeli ukazywalibyśmy zło jako czarnego kota, pani na jego widok mówiłaby: „a kysz, a kysz!”, a pan raczej przyjaźnie: „kici, kici, koteczku”.

Czytaj dalej