Tym razem profesor Tutka wspomina idylliczną wycieczkę za miasto, lipę dającą podróżnym wytchnienie w upalny dzień, pięknego siwowłosego starca-pszczelarza i miód, ach, ten miód…
Przy stoliku kawiarnianym, wśród panów, siedział znajomy rejenta, człowiek młody, jak się okazało z rozmowy, zamiłowany amator-pszczelarz.
W związku z pszczołami sędzia opowiedział o przygodzie, jaka go niegdyś spotkała: jechał wozem konnym przez wieś i opadły go pszczoły. Pogryzły jego, woźnicę i konia; sędzia pięć dni leżał potem w łóżku, a lekarz powiedział, że gdyby jeszcze z dziesięć, piętnaście pszczół dobrało się do ciała sędziego, kto wie czyby nie umarł. Od tej pory sędzia nie lubi pszczół.
– Przepraszam pana sędziego, ale pszczoły nie gryzą – odezwał się delikatnie ów amator-pszczelarz – one żądlą.
Słowo „żądlą” powiedział łagodnie, niemal czule.
– Ach, żądlą, żądlą – zirytował się sędzia – wiem, że jak nie ma zębów, gryźć nie może, ale tak od wieków mówiono i każdy