Orkiestra istot pomniejszych Orkiestra istot pomniejszych
Przemyślenia

Orkiestra istot pomniejszych

Bibliocreatio
Czyta się 6 minut

Z literackiego pępka Afryki wyszła powieść o nowym Odysie, zmuszonym do podróży w imię miłości i godności. O uchodźstwie jako metaforze naszych czasów.

Powieściopisarz Chigozie Obioma, autor An Orchestra of Minorities, jest najważniejszym – obok Chimamandy Ngozi Adichie – literackim „produktem eksportowym” Nigerii. Wraz z walczącą o emancypację kobiet koleżanką tworzą flagowy duet nowej pisarskiej generacji, która wyruszyła w świat z bagażem unikatowej duchowości oraz intensywności życia w buzującym zakątku Afryki. Oboje mieszkają już i tworzą na Zachodzie, budząc zachwyt krytyków w USA i na Wyspach.

Młodziutka Adichie zbierała laury za powieść Amerykaana (tłum. Katarzyna Petecka-Jurek, Warszawa 2014) – w Stanach autorkę wyróżniono prestiżową National Book Critics Circle Award, a później chwalono ją za głośny esej Wszyscy powinniśmy być feministami (tłum. Agnieszka Sylwanowicz, Warszawa 2017), w którym pokazała własną drogę do wyzwolenia i kobiece wzorce, z jakimi spotykała się w Afryce. Dziś Adichie jest intelektualną celebrytką na miarę młodej Zadie Smith, zapraszaną z wykładami na konferencje TED i podejmowaną w CNN przez Christiane Amanpour.

Chigozie Obioma też zachwycił od razu – debiutancką powieścią Rybacy (tłum. Sebastian Musielak, Kraków 2015). To historia czterech braci dorastających – podobnie jak autor – w małym mieście w Nigerii w latach 80. i 90. XX w. Książka znalazła się na liście nominowanych do brytyjskiej nagrody The Man Booker Prize. Obioma napisał ją, studiując na amerykańskiej uczelni, a dziś sam wykłada na uniwersytecie w Nebrasce. Wydana właśnie druga powieść An Orchestra of Minorities zbiera pełne uznania recenzje.

Informacja

Z ostatniej chwili! To trzecia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Do tych dwojga cenionych pisarzy dołącza teraz Ayò.bámi Adébáyò., której pierwsza powieść Zostań ze mną (tłum. Karolina Iwaszkiewicz, Warszawa 2019) także wyważa drzwi. To proza dynamiczna i intensywna. Historia rozgrywa się na początku XXI w. w zgiełku i gęstwinie Lagosu, gdzie młoda żona stara się osiągnąć spełnienie w skonfliktowanych rolach życiowych. Szuka prawdy i wolności w patriarchalnej, przesyconej ludowymi wierzeniami rodzinie, ale także w zmieniającym się i dodającym odwagi mieście. Na Wyspach właśnie ta opowieść – na pierwszy rzut oka nielicująca z doświadczeniami Europejek – została Kobiecą Książką Roku 2018. Osobiście rekomenduje ją Margaret Atwood.

W produkcji literackiej Nigeria bije na głowę inne kraje Afryki, bo jej młodzi twórcy świetnie wykorzystują potencjał kultury i wierzeń swojego kraju, ale też kształcą się na znakomitych uczelniach i doskonalą kody językowe niezbędne do robienia kariery w zglobalizowanej rzeczywistości. Sami są bohaterami na miarę swego czasu – pisarzami nomadami, którzy pracują pomiędzy różnymi przestrzeniami geograficznymi, symbolicznymi i językowymi. Chigozie Obioma jest czterojęzyczny, zna język przodków – igbo, a także język joruba, pisze po angielsku, opanował również turecki, bo – jak bohater jego nowej powieści – studiował we wschodniej części Cypru.

Powieść An Orchestra of Minorities była inspirowana autentyczną historią Jaya – Nigeryjczyka, którego Obioma spotkał na Cyprze. Pisarz należał do szczęśliwców: jego ojciec, pracownik banku, sam zarabiał na wychowanie dwanaściorga dzieci. Tylko jedno z nich otrzymało wyższe wykształcenie i był to Chigozie. Pomogły w tym oszczędności, za które mógł wyjechać na małą wyspę, tylko w połowie należącą do Europy. Tam spotkał wiele oszukanych osób, które by dostać się na Cypr, przekazały pieniądze cwanym pośrednikom, ale w zamian nie otrzymały szans na lepsze życie, lecz tylko pogardę i nieczułość.

Taki los spotkał głównego bohatera An Orchestra of Minorities. 26-letni Nonso nagle, za sprawą niesprzyjających okoliczności, przestał panować nad swoim życiem. Jego chi – opiekuńczy duch, zgodnie z wierzeniami Igbo kierujący ludzkimi poczynaniami – był bezsilny wobec coraz bardziej dotkliwych zdarzeń. Ledwie dobę po opuszczeniu Nigerii – z nadziejami na edukację, pracę i rozwój – Nonso znalazł się w pustym pokoju z jedną torbą i palącym uczuciem, że został oszukany i jest nikim. Redukcja tożsamości jest tak gwałtowna i nagła, że miażdży. Nonso to symbol najbardziej kruchego gatunku w globalnym ekosystemie – młodego mężczyzny emigranta, który z fazy nadziei i ekstazy spada w otchłań, a władzę nad nim zaczynają sprawować międzynarodowe regulacje i procedury. Nic nie może zrobić, musi czekać. Jest zawieszony.

Chigozie Obioma pochyla się z troską nad figurą niechcianego. Uważnie przygląda się procesowi załamania się osobowości, który trzeba pomnożyć przez setki tysięcy rozczarowanych, dławiących się w niemocy chłopaków. Tych, którzy tkwią w obozach przejściowych. Tych, którzy sprzedają podróbki torebek Gucciego na ulicach Neapolu. I tych, którzy rzucają w powietrze jaskrawe piłeczki na Schodach Hiszpańskich w Rzymie. Niedawno coś znaczyli – nawet jeśli w ubogim, to własnym świecie. Teraz są jak pisany drobnym drukiem załącznik do traktatu o Unii Europejskiej, akapit dotyczący nieprzewidzianych konsekwencji fantazji o wolnym przepływie dóbr i osób.

Jay, którego życiorys zainspirował Obiomę, skończył na dnie szybu windy. Prawdopodobnie spadł tam przypadkiem. Wcześniej jednak stracił wszystko i zaczął pić.

Powieściowy Nonso przyleciał na Cypr zwiedziony przez przyjaciela z dzieciństwa, który naopowiadał mu baśni o krainie pracą i forsą płynącej, po czym zgarnął powierzone pieniądze i zniknął. Nonso był wcześniej kimś – miał własną kurzą fermę, w której hodował zarówno pospolite, jak i całkiem rzadkie gatunki ptaków, zaopatrywał w jaja lokalne restauracje. Przyjaźnił się ze swoimi ptakami, dobrze rozpoznawał ich głosy – to od nich wziął się tytuł książki, który można tłumaczyć jako „Orkiestrę mniejszości”, ale też jako „Dźwięki wydawane przez istoty pomniejsze czy też poniżone”. Nonso, choć młody, dobrze zna uczucie straty i pustki. Został wcześ­nie osierocony, później porzuciła go ukochana, a siostra wyniosła się do miasta i nigdy nie obejrzała się za siebie. On tkwił w niszczejącym domu, aż znalazł odrobinę sensu w hodowli ptaków.

Pewnego wieczoru, gdy jechał z nowo kupionymi kurami, zobaczył na moście kobietę, która chciała rzucić się do rzeki. Przekonał ją, by tego nie robiła. Jakiś czas później spotkał ją ponownie. Pokochali się, wbrew różnicom majątkowym. Hierarchiczna Nigeria nie toleruje mezaliansów, szczególnie jeśli ojciec ukochanej jest wodzem plemienia i potentatem finansowym należącym do nowej, buńczucznej elity. Nonso został zastraszony i upokorzony przez rodzinę dziewczyny. W europejskiej edukacji dostrzegł jedyną szansę na zakopanie przepaści między jej a własnym życiorysem. Sprzedał wszystko, by zapłacić za lot i studia. Gdy wylądował na Cyp­rze, przyjaciel nie czekał na niego na lotnisku, a jego telefon był wyłączony. Z pierwotnej zapaści i bierności Nonso podniesie się do walki, ale później z ofiary przeistoczy się w oprawcę.

Narratorem opowieści o tej nieszczęśliwej wyprawie jest chi – opiekuńczy duch Nonso, który „rezyduje” w swym gospodarzu i łączy go z mądrością przodków, jednak w niewielkim stopniu może wpływać na jego wybory i bieg życia. Opowiada więc jak czuły, lecz bezsilny świadek, odwołujący się do prawd duchowej tradycji Igbo. Powiązanie losu Nonso z uniwersalnym wymiarem wygnania, utraty i pragnienia świadczy o literackiej klasie Obiomy. Czytamy precyzyjnie prowadzoną XXI-wieczną fabułę, znakomicie rozpisany i pełen napięcia dramat, w którym współczesność jest krainą wygnanych, ograbionych z poczucia sensu i przynależności. To bolesne studium kosztów emigracji – tysięcy złudnych transakcji, w których czyjeś marzenia zamieniane są na bezwartościowe świstki. Wszystko się rozpada. Prawdziwa, uporczywie konkretna pozostaje tylko rozpacz.

Ale powieść Obiomy jest też ponadczasową, klasycznie skonstruowaną tragedią zamieszkaną przez archetypowe postaci. Siłą sprawczą, powodem, dla którego ryzykuje się wszystko, jest miłość. I pragnienie godności. Pisarz, niczym troskliwy chi, wchodzi w ciała bezimiennych Odysów i opowiada ich los bogom w zaświatach. Zostawia świadectwo wielkich aspiracji i cierpień, ale my – chór współczesnych – nie potrafimy ich dostrzec w chłopaku, który stoi na rogu ulicy w poprzecieranych dżinsach i jest tylko jeszcze jednym z nich. Jednym z naszych cieni.

 

Czytaj również:

Perły z odzysku – 3/2019 Perły z odzysku – 3/2019
Przemyślenia

Perły z odzysku – 3/2019

Sebastian Frąckiewicz

W latach 60. Polacy rzadko podróżowali do egzotycznych krajów. Ale dzieci mogły je poznawać dzięki pięknie – albo przynajmniej ciekawie – ilustrowanym książkom.

Pamięć ludzka jest zawodna, zwłaszcza jeśli w grę wchodzą sentymenty. W zbiorowym książkowym sentymencie ludzi wychowanych w PRL-u­ zdecydowanie dominuje Nasza Księgarnia, zwłaszcza seria „Poczytaj mi, mamo”. Tymczasem ta sama pamięć dziwnym trafem eliminuje dokonania Biura Wydawniczego „Ruch”, które w latach 60. publikowało równie piękne, a czasem nawet piękniejsze książki dla dzieci. Oba państwowe wydawnictwa w pewien sposób ze sobą rywalizowały. Nie była to walka na miarę komiksowego konfliktu między DC a Marvelem, niemniej edytorzy patrzyli sobie na ręce i podglądali ciekawe rozwiązania. W obu kierownikami graficznymi (dziś nazwalibyśmy ich art directorami) byli wybitni ­ilustratorzy. W „Ruchu” – najpierw Szancer, a potem Janusz Stanny. W Naszej Księgarni – Michał Bylina, a następnie Zbigniew Rychlicki. „Ruch” miał tę przewagę, że posiadał własną sieć dystrybucji i dobrze to wykorzystywał.

Czytaj dalej