Pałac do gapienia się w gwiazdy Pałac do gapienia się w gwiazdy
i
Wg szkiców Cedrica Price'a/ interactivearchitecture.org
Przemyślenia

Pałac do gapienia się w gwiazdy

Martyna Nowicka
Czyta się 4 minuty

Kiedy architekt i reżyserka teatralna zaczęli się zastanawiać, co powinno się znaleźć w projektowanym przez nich budynku, przyszła im do głowy taka lista: szafa grająca, miejsce do gapienia się w gwiazdy, kino błyskawiczne, studio nagrań, parkiety do tańczenia, maszyny uczące, obserwatorium, muzyka, laboratoria i jedzenie. Brzmi absurdalnie? A jednak, gdyby nie było tego pałacu, a raczej – gdyby nie spróbowano go zbudować, nie powstałoby Centrum Pompidou, uważane za przełom we współczesnym muzealnictwie. Od początku było ono dzieckiem swoich czasów, dlatego wyznaczono mu datę ważności. Fun Palace, pomysł Joan Littlewood i Cedrica Price’a, miał pod koniec lat 60. stanąć w Londynie na dekadę. Nie stanął, ale zrewolucjonizował myślenie o tym, czym powinna być instytucja kultury.

Zaczęło się od szkicu tak niewyraźnego, że trudno dopatrzyć się w nim konkretnych kształtów, potem wszystko rosło i klarowało się, aż powstał ostateczny projekt: stalowe wieże, na których mocowano ruchome schody i platformy. Budynek o powierzchni, która wymagałaby zastosowania 200 wyjść ewakuacyjnych, budził sympatię wszystkich – przekonano do niego społeczność w dwóch dzielnicach Londynu i cały szereg oficjeli. Nauka, rozrywka i zaangażowanie polityczne miały pod tym dachem (a częściowo także brakiem dachu) spotkać się, by prowadzić brytyjskie społeczeństwo ku lepszej przyszłości. Fun Palace nie miał być kolejnym miejscem, do którego przychodzi się patrzeć na sztukę, a jego projektanci oczekiwali nie tyle widzów, ile uczestników. Dlatego też negocjacji miało podlegać wszystko – od odbywających się we wnętrzu spotkań, aż po sam kształt budynku.

To miało być miejsce dla ludzi, którzy mają ocean wolnego czasu, jednak nie dlatego, że nie pracują. Na początku lat 60. w przemyśle postępowała automatyzacja, więc wielu projektantom nowego życia wydawało się, że już niedługo dzień pracy będzie trwał cztery albo maksymalnie sześć godzin. Właśnie dla takiego społeczeństwa – pełnego energii, w pełni możliwości poznawczych, pomyślano Fun Palace. Nowy obywatel nie miał leżeć na kanapie przed telewizorem ani nawet siedzieć w pubie, ale aktywnie i krytycznie spoglądać na otaczającą go rzeczywistość. Projekt architektoniczny, jak wiele innych projektów Price’a, był w gruncie rzeczy projektem społecznym, kształtującym w zamierzeniu nie teren, a rzeczywistość. Może właśnie dlatego szalony pomysł i jego obleczone w stal cielsko tyle razy przekonywały do siebie władze i mieszkańców Londynu. Pałac miał brutalnie efektowną formę, ale to jego użytkownicy liczyli się najbardziej.

Informacja

Z ostatniej chwili! To ostatnia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Ten pomysł i nastawienie nie wzięły się znikąd: Joan Littlewood i Cedric Price na różne sposoby interesowali się angażowaniem uczestników. Ona przez wiele lat była związana z lewicowym brytyjskim teatrem, gdzie wystawiając Brechta, aktywizowała publiczność. On z kolei, tak jak jego koledzy z grupy Archigram, interesował się od strony teoretycznej sposobami wykorzystywania architektury jako budulca relacji społecznych. Archigram, z głowami w chmurach, marzył o ruchomych miastach, które będą mogły rozwijać swoje możliwości nawet na pustyni, a Price zamarzył o pałacu, w którym każdy może zostać królem.

Fun Palace, wg szkiców Cedrica Price'a/ interactivearchitecture.org
Fun Palace, wg szkiców Cedrica Price’a/ interactivearchitecture.org

Właśnie dlatego do pracy nad Fun Palace, kiedy ten przybierał coraz to konkretniejsze kształty, zaproszono nie tylko inżynierów, ale i czołowego brytyjskiego cybernetyka. Gordon Pask miał opracować metodę działania, która pozwalałaby architekturze dostosowywać się do potrzeb użytkowników. Budynek, jak gigantyczna maszyna, miał analizować dane i sam wykorzystywać swoje spostrzeżenia: kierując ruchome klatki schodowe w miejsca cieszące się największym zainteresowaniem. W trakcie zaćmienia Księżyca wszystkie drogi mogłyby więc prowadzić do obserwatorium astronomicznego, a podczas finałowego meczu Pucharu Anglii – ku ogromnym telebimom. Przyjeżdżają Beatlesi – pałac staje się ogromną halą, dzieci z różnych klas wpadają na zajęcia – przestrzeń dzielą niewielkie sześciany. To miał być pierwszy na świecie cybernetyczny budynek.

Centre Georges Pompidou, Paryż/ mat. prasowe
Centre Georges Pompidou, Paryż/ mat. prasowe

Miejsce, w którym tworzenie amatorskiej muzyki i filmów miało stać się rozrywką nie elit, ale klasy robotniczej, gdzie efekt obcości miał pomagać rozumieć codzienną pracę w fabrykach, gdzie spoglądanie w gwiazdy było tak istotne, jak kultura wysoka, nigdy nie powstało. Ten radykalny projekt stał się jednak jednym z kamieni milowych w myśleniu o współczesnej instytucji – łączył w jednym miejscu różne dziedziny kultury, sztuki i zachęcał do spoglądania na rzeczywistość z dystansem. 

Czytaj również:

Ucieczka od betonozy Ucieczka od betonozy
i
„Architecton”, reż. Victor Kossakovsky, materiały prasowe Millennium Docs Against Gravity
Marzenia o lepszym świecie

Ucieczka od betonozy

Rozmowa z Victorem Kossakovskim, reżyserem filmu „Architecton”.
Mateusz Demski

Jaką wartość naszemu życiu nadaje architektura? Czego mogą nas o niej nauczyć budowle sprzed setek i tysięcy lat? Dlaczego piękno i tajemnice antyku zamieniliśmy na szary, monotonny beton? Jak budować lepiej, zanim będzie za późno? Opowiada Victor Kossakovsky, reżyser pokazywanego na festiwalu Millennium Docs Against Gravity filmu Architecton.

Mateusz Demski: Architektura bardziej Pana przeraża czy zadziwia?

Czytaj dalej