Pamięć pokoleń utrwala legendy
Przemyślenia

Pamięć pokoleń utrwala legendy

Mateusz Czerwiński
Czyta się 2 minuty

Crash Bandicoot to nie tylko ikona pierwszych gier na pierwszej konsoli PlayStation, to wręcz nieoficjalna maskotka tej rozpoznawalnej marki. Oczywiście, jak każda, przeżyła burzliwe wzloty, a momentami rozmieniała się nawet na drobne. Tym razem jednak mówimy o spektakularnym powrocie do lat świetności tytułu, którego trzy pierwsze odsłony sprzedały się łącznie w ilości 17,7 mln egzemplarzy!

Nie da się zaprzeczyć, że Sony reaktywuje tytuły doskonale pamiętane przez rzesze ustatkowanych obecnie graczy, bazując nieco na nostalgii do tychże. Na łamach „Przekroju” miałem przyjemność recenzować już remaster gry Wipeout oraz muzyczne przygody Parappy, które to marki również święciły zasłużone triumfy na konsoli Kutaragiego. Obecnie uwaga graczy skierowana została ku postaci Crasha Bandicoota, który po ponad dwudziestu latach powraca w zasłużonej chwale na platformówkowy piedestał.

Gra (w zasadzie kompilacja trzech wspomnianych części) doczekała się oczywistych zmian zarówno w warstwie wizualnej, jak i w założeniach mechaniki zabawy, dostosowanej pod obecne standardy i oczekiwania bawiących się przy recenzowanym tytule. Na kanwie oryginału powstał prawdziwie współczesny produkt wyzuty z archaizmów utrudniających rozgrywkę. Tytuł ten oferuje ponadto powrót do klasycznych przygód w najlepszej odsłonie, niekoniecznie żerując na wspomnieniach a wręcz uzupełniając je o wspólne ogrywanie go w towarzystwie często już własnego potomstwa. Crash Bandicoot: N. Sane Trilogy to bowiem synonim niestarzejących się gier platformowych, które wciąż oferują doskonałą zabawę.

Jednak to, co w opinii wielu jest zaletą, przez niektórych odebrane może zostać jako wada. Choć (słaba) pamięć pokoleń utrwala legendy, jak twierdził Stanisław Jerzy Lec, musimy pamiętać, że tytuł ten jest wciąż symbolem swoich czasów, zalety którego mogą być niedostrzegane przez obecne pokolenie.

Czytaj również:

Gra jak malowana
i
Gra „Okami HD”
Przemyślenia

Gra jak malowana

Mateusz Czerwiński

Gdyby gry klasyfikować pod względem artystycznym, niewiele byłoby takich, które przebiłyby Okami.

Tytuł ten zadebiutował… 11 lat temu. Ta gra swój wyjątkowy styl artystyczny traktuje niczym podkład, zgrabnie maskujący przed odbiorcą nadgryzający go z wolna ząb czasu. Mody i generacje konsol przemijają, a Okami wciąż zachwyca.

Czytaj dalej