„Ponad wszystko nie możemy sobie pozwolić na to, by nie żyć teraz” – pisał Henry David Thoreau. A teraz właśnie, we wrześniu, w październiku i listopadzie, do przeżycia jest niezwykły spektakl natury: liście i trawy przybierają mocną barwę, dowód dojrzałości. Kontemplujcie tę przemianę razem z Thoreau!
Europejczycy przybywający do Ameryki są zaskoczeni jaskrawością naszego jesiennego listowia. W angielskiej poezji nie znajdziemy nic na temat podobnego zjawiska, drzewa bowiem nie przybierają w Anglii szczególnie wyrazistych kolorów. Wszystko, co ma o tym do powiedzenia Thomson w wierszu Jesień, zawiera się w wersach:
Patrzaj, jak blakną wielobarwne drzewa,
Jak w całym kraju ciemnieją odcienie,
Jak brązowieją, jak się gniewnie tłoczą
Świtem i zmierzchem, od zieleni po czernie.
W innym wersie pisze zaś o:
Jesieni, co promienieje nad żółtymi lasy.
Jesienna przemiana naszych lasów nie odcisnęła na razie swego piętna w literaturze, a październik nie zabarwił poezji.
Wielu ludzi, którzy żyją w miastach i nie zdarza im się odwiedzać prowincji o tej porze, nie widziało nigdy, jak wygląda dojrzały kwiat czy raczej owoc roku. Pamiętam, jak podróżowałem jesienią z pewnym jegomościem; choć fala najjaskrawszych kolorów przetoczyła się parę tygodni wcześniej, rozmówca mój i tak był wielce zaskoczony i nie chciał uwierzyć, że krajobraz wyglądał jeszcze barwniej. Nie słyszał dotąd o podobnym zjawisku. Mało który mieszczuch oglądał je na własne oczy, a na dodatek większość prędko o nim zapomina.
Zdaje się, że mylą odmienione liście z liśćmi uwiędłymi, choć to jakby mylić jabłko dojrzałe ze zgniłym. Ja sam zmianę koloru liścia uważam za dowód osiągnięcia późnej i pełnej dojrzałości, podobnie jak to się ma z owocami. Z reguły najsampierw zmieniają się liście najniższe i najstarsze. Ale jak owad o doskonałych skrzydłach i wyjątkowo jaskrawym kolorze żyje krótko, tak i liście dojrzewają, by wkrótce opaść.
Każdy owoc, dojrzawszy, przybiera jasny kolor, zaraz przed spadnięciem, gdy zaczyna fazę żywota bardziej samodzielną i indywidualną, potrzebując mniej pożywienia z ziemi czerpanego przez łodygę oraz ze słońca i powietrza. Podobnie sprawa wygląda w przypadku liści. Fizjolog powie, że to „kwestia zwiększonej absorpcji tlenu”. Taką wykładnię podaje nauka, prezentując po prostu fakt. Mnie jednak bardziej interesuje pąsowy policzek aniżeli to, co jada jego właścicielka. Liście i trawy, będące osłonką ziemi, muszą przybrać mocną barwę, dowód dojrzałości – jak gdyby cały świat był owocem na łodydze skierowanym ku słońcu.
Kwiaty to po prostu kolorowe liście, dojrzałe owoce. Jadalną część większości owoców fizjolodzy określają mianem „parenchymy” lub „miękiszu liścia”, z którego te owoce powstały.
Apetyty nasze z reguły sprawiają, że o dojrzałości i o tym, co jej towarzyszy – o barwach, miękkości, doskonałości – myślimy jeno w odniesieniu do owoców właśnie. Łatwo nam zapomnieć, że Natura co roku odbywa wielkie