Październik jak zachód słońca, listopad jak zmierzch
i
"Jesienny krajobraz o zmierzchu", 1885 r., Vincent van Gogh, Centraal Museum, Utrecht
Opowieści

Październik jak zachód słońca, listopad jak zmierzch

Henry David Thoreau
Czyta się 21 minut

„Ponad wszystko nie możemy sobie pozwolić na to, by nie żyć teraz” – pisał Henry David Thoreau. A teraz właśnie, we wrześniu, w październiku i listopadzie, do przeżycia jest niezwykły spektakl natury: liście i trawy przybierają mocną barwę, dowód dojrzałości. Kontemplujcie tę przemianę razem z Thoreau!

Europejczycy przybywający do Ameryki są zaskoczeni jaskrawością naszego jesiennego listowia. W angielskiej poezji nie znajdziemy nic na temat podobnego zjawiska, drzewa bowiem nie przybierają w Anglii szczególnie wyrazistych kolorów. Wszystko, co ma o tym do powiedzenia Thomson w wierszu Jesień, zawiera się w wersach:

Patrzaj, jak blakną wielobarwne drzewa,
Jak
w całym kraju ciemnieją odcienie,
Jak
brązowieją, jak się gniewnie tłoczą
Świtem
i zmierzchem, od zieleni po czernie.

W innym wersie pisze zaś o:

Jesieni, co promienieje nad żółtymi lasy.

Jesienna przemiana naszych lasów nie odcisnęła na razie swego piętna w literaturze, a październik nie zabarwił poezji.

Wielu ludzi, którzy żyją w miastach i nie zdarza im się odwiedzać prowincji o tej porze, nie widziało nigdy, jak wygląda dojrzały kwiat czy raczej owoc roku. Pamiętam, jak podróżowałem jesienią z pewnym jegomościem; choć fala naj­jaskrawszych kolorów przetoczyła się parę tygodni wcześniej, rozmówca mój i tak był wielce zaskoczony i nie chciał uwierzyć, że krajobraz wyglądał jeszcze barwniej. Nie słyszał dotąd o podobnym zjawisku. Mało który mieszczuch oglądał je na własne oczy, a na dodatek większość prędko o nim zapomina.

Zdaje się, że mylą odmienione liście z liśćmi uwiędłymi, choć to jakby mylić jabłko dojrzałe ze zgniłym. Ja sam zmianę koloru liścia uważam za dowód osiągnięcia późnej i pełnej dojrzałości, podobnie jak to się ma z owocami. Z reguły najsampierw zmieniają się liście najniższe i najstarsze. Ale jak owad o doskonałych skrzydłach i wyjątkowo jaskrawym kolorze żyje krótko, tak i liście dojrzewają, by wkrótce opaść.

Każdy owoc, dojrzawszy, przybiera jasny kolor, zaraz przed spadnięciem, gdy zaczyna fazę żywota bardziej samodzielną i indywidualną, potrzebując mniej pożywienia z ziemi czerpanego przez łodygę oraz ze słońca i powietrza. Podobnie sprawa wygląda w przypadku liści. Fizjolog powie, że to „kwestia zwiększonej absorpcji tlenu”. Taką wykładnię podaje nauka, prezentując po prostu fakt. Mnie jednak bardziej interesuje pąsowy policzek aniżeli to, co jada jego właścicielka. Liście i trawy, będące osłonką ziemi, muszą przybrać mocną barwę, dowód dojrzałości – jak gdyby cały świat był owocem na łodydze skierowanym ku słońcu.

Kwiaty to po prostu kolorowe liście, dojrzałe owoce. Jadalną część większości owoców fizjolodzy określają mianem „parenchymy” lub „miękiszu liścia”, z którego te owoce powstały.

Apetyty nasze z reguły sprawiają, że o dojrzałości i o tym, co jej towarzyszy – o barwach, miękkości, doskonałości – myślimy jeno w odniesieniu do owoców właśnie. Łatwo nam zapomnieć, że Natura co roku odbywa wielkie

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Wiosna nad stawem Walden
i
Marta Ludwiszewska
Żywioły

Wiosna nad stawem Walden

Henry David Thoreau

Zamieszkałem w lesie zwabiony myślą, że będę miał czas i sposobność obserwować nadejście wiosny. Gdy widzę z jednej strony uśpione zbocze, z drugiej zaś owo bujne listowie wyrzeźbione w ciągu godziny, wzruszam się tak, jak gdybym w szczególny sposób znalazł się w pracowni artysty.

Skoro na głównych szlakach wodnych ruszają lody, na stawie kra pęka zazwyczaj szybko; nawet przy niskiej temperaturze woda poganiana przez wiatr kruszy okoliczny lód. Tego jednak roku wszystko wyglądało inaczej na Waldenie, albowiem lód spłynął tylko po to, aby wkrótce staw na nowo nim się pokrył. Zawsze kra pęka tutaj później aniżeli na okolicznych jeziorkach, dlatego że Walden jest głębszy i nie mają w nim ujścia strumienie, które by stopiły ją albo skruszyły. Nigdy nie słyszałem o tym, aby pękała w środku zimy, nie wyłączając przełomu lat 1852–53, kiedy to zimowa zawierucha wystawiła stawy na ciężką próbę. Pęka zazwyczaj około pierwszego kwietnia, w tydzień czy dziesięć dni później niż na stawie Flinta i Fair Haven. Zaczyna topnieć od północnego brzegu i na płyciznach, czyli tam, gdzie woda najpierw zamarza.

Czytaj dalej