Bohater tego performansu to niejednoznaczna postać. Jego twarz skrywa maska, która mogłaby pochodzić z kazamatów BDSM-owego podziemia. Jego głowę zdobią zwierzęce uszy – niczym głowy protagonistów archaicznych mitologii, w których bóstwa są pół ludźmi, pół bestiami. Jego ciało spowija elegancki, trzyczęściowy, szyty na miarę garnitur. W czasie performansu artysta zostawił marynarkę na wieszaku, aby publiczność mogła dokładnie przyjrzeć się deseniowi tkaniny: materiał drukowany jest we wzór penisów przeplatających się ze żmijami zygzakowatymi.
Performer tańczy powoli, jakby jego ruchy puszczone były w slow motion. U jego stóp leży osobliwy instrument: trąba będąca wielkim uchem albo przeciwnie – nadnaturalnych rozmiarów ucho będące w istocie trąbą. Co jakiś czas performer podnosi ten paradoksalny artefakt, by grać na nim przeciągły ton, hejnał kierowany w cztery strony świata.
Wtóruje mu szum fontanny; na szczycie sztucznej skały siedzi figura kobiety z rozłożonymi nogami; z jej waginy nieprzerwanie wypływa strumień wody.
Człowiek odziany w garnitur w żmije i penisy, trębacz grający na wielkim uchu, performer skrywający twarz pod maską to Przemek Branas. Fontanna z figurą kobiety to Źródło, praca Agnieszki Brzeżańskiej; artystka umieściła tę rzeźbę w sercu swojej solowej wystawy Cała Ziemia parkiem narodowym w warszawskiej Królikarni. Działanie Branasa odbyło się w ramach projektu Halo, tu Ziemia, cyklu warsztatów i performansów towarzyszących retrospektywie artystki.
Przemka Branasa w żmijowo-fallicznym garniturze i z uchotrąbą widziałem pierwszy raz latem, kiedy performował w Katowicach na wystawie Historie o chodzeniu po mieście. Pomyślałem wtedy, że artysta jest już bardzo daleko od sztuki swoich nauczycieli. Studiował w Pracowni