Dziś będzie o bliskości fizycznej (niebezpiecznej) oraz bliskości polegającej na wsparciu przyjaciół (coraz bardziej pożądanej).
Tramwajowa wyprawa bajkowa
Kiedy piszę te słowa, jedna z moich ulubionych miejskich przyjemności stała się na powrót niebezpieczna, nawet w maseczce. Tą przyjemnością – dla wielu wątpliwą – była jazda komunikacją miejską.
Ze smutkiem powróciłem do przemieszczania się pieszo, żegnając wszelkie miłe i niemiłe, ale jednak przygody, jakie mogą przydarzyć się w towarzystwie przypadkowo stłoczonych ludzi. Dla każdego, kto zajmuje się językiem i komunikacją, tramwaj i autobus to doskonały sposób, by wyrwać się z własnej internetowej bańki, posłuchać żywej mowy różnych ludzi z rozmaitych środowisk. To też ostatnie źródło – obok spacerów z psem i wyjść na papierosa – naturalnego small talku. Coś w rodzaju anty-Facebooka, gdzie krzyżują się wszyscy, choć tego nie chcą. Niewielu to lubi. Ośmielam się należeć do owej mniejszości.
„Kto lubi jeździć tramwajem?/Każdy lubiłby, gdyby/Nie było w tramwaju ścisku/A widać było przez szyby – wszystko” – tak rozpoczyna swoją książkę Wesoły tramwaj Mieczysława Buczkówna, jedna z ciekawszych poetek XX w., tworząca zarówno dla dorosłych, jak i dla dzieci. Obecnie trochę zapomniana, za życia zaś pozostająca w cieniu swojego męża Mieczysława Jastruna, jest autorką, którą warto przypomnieć i przyjrzeć się bliżej jej poezji.
Wesoły tramwaj to bardzo przyjemny i rytmiczny tekst. Buczkówna dynamizuje swój wiersz, stosując przerzutnie i elipsy, skróty i niedopowiedzenia, a także wprowadzając refren. Słowa płyną tu szybko i miarowo jak jazda tramwajem, do którego co chwilę wsiadają dość niespotykani bohaterowie: pluszowy tygrys, kotka z chorą łapką oraz kurka Czubatka z pisklętami chorymi na koklusz (!). Ilustracje wykonała Maria Uszacka. Tworzyła wówczas prace jeszcze w zupełnie innym stylu niż ten późniejszy – słynący z płynnej, falistej linii i charakterystycznych postaci dziecięcych. Wesoły tramwaj jest wizualnie o wiele bardziej oszczędny, minimalistyczny, ale jednocześnie miły dla oka.
Tytuł – Wesoły tramwaj
Autorka – Mieczysława Buczkówna
Ilustracje – Maria Uszacka
Wydawnictwo – Biuro Wydawnicze „Ruch”, 1966
Mrok i tajemnica
Pamiętacie książkę Nie płacz, koziołku Sergiusza (a raczej Siergieja) Michałkowa? Pozycja ta była w czasach PRL-u lekturą szkolną. Jej autor zasłynął w szerokim świecie głównie jako współtwórca słów hymnu ZSRR. W tamtych czasach (mniej więcej do końca lat 70.) lektury szkolne nie były ilustrowane przez przypadkowych artystów, zlecano to najczęściej wybitnym twórcom.
Tak stało się i w tym przypadku – o warstwę wizualną Nie płacz, koziołku zadbał bowiem jeden z największych indywidualistów polskiej ilustracji Antoni Boratyński. Nagradzany i ceniony na Zachodzie artysta nie potrafił robić miłych, kojących obrazków. Jego malarskie, bardzo wysmakowane ilustracje, które często padały ofiarą ówczesnej kiepskiej technologii drukarskiej, zawsze miały w sobie sporo mroku i tajemnicy. Nie płacz, koziołku nie jest tu wyjątkiem.
Gdy tekst Michałkowa w interpretacji Boratyńskiego trafił do księgarń, część rodziców zaczęła pisać listy do wydawnictwa Nasza Księgarnia, twierdząc, że lektura szkolna w takiej oprawie graficznej jest przerażająca. Cóż, wilki, które chcą zjeść osamotnionego koziołka, wyglądają naprawdę strasznie. Na szczęście dzięki solidarności innych zwierząt, które wspólnymi siłami organizują wyprawę ratunkową, historia kończy się dobrze. Po latach Boratyński raz jeszcze zilustruje przygody koziołka. Tym razem trochę bardziej realistycznie, ale wcale nie mniej mrocznie.
Tytuł – Nie płacz, koziołku
Autor – Sergiusz Michałkow
Ilustracje – Antoni Boratyński
Wydawnictwo – Nasza Księgarnia, 1962 (wydanie I)