Perły z odzysku – 2/2017 Perły z odzysku – 2/2017
Doznania

Perły z odzysku – 2/2017

Sebastian Frąckiewicz
Czyta się 4 minuty

Przypominamy kolejne dwie książki dla dzieci z czasów PRL-u: „Cyryl, gdzie jesteś?” Wiktora Woroszylskiego oraz „W Nieparyżu i gdzie indziej” Anny Kamieńskiej.

Radykalne marnotrawstwo

Cyryl, gdzie jesteś? to pozycja odziedziczona w mniej lub bardziej podstępny sposób po kuzynce, która to wspólne dzieło Woroszylskiego i Butenki otrzymała za dobre wyniki i szeroko pojętą grzeczność w 1980 r.Komitet Rodzicielski przy Szkole Podstawowej w Chociwiu (wówczas województwo sieradzkie) wykazał się nie lada optymizmem, wręczając Cyryla tak młodej uczennicy. To lektura szkolna, ale doceniamy ją tym bardziej, im jesteśmy starsi. O ile mamy w dłoniach właśnie tę kanoniczną, Butenkowską edycję. Pozostałe są nędzną imitacją i bluźnierstwem. Gdyby ktoś wymazał z okładki nazwiska autorów, pomyślelibyśmy od razu, że za publikacją stoi tylko jeden twórca. Surrealistyczna, metanarracyjna historia jest organiczna, zrośnięta ze skrajnie surowymi i minimalistycznymi rysunkami Butenki. Panowie na polu artystycznym są jak syjamscy bracia. Gdyby spróbowano ich rozdzielić, nie doszłoby do narodzin kilku legend krążących wokół ich wspólnego projektu. Zespół Naszej Księgarni, oceniając publikację przed drukiem, podzielił się na dwa radykalne obozy – zwolenników i przeciwników. Wygrali pierwsi. Powód oporów drugich związany był z ekstrawaganckimi – jak na owe czasy – wyborami estetycznymi i projektowymi. Kiedy nieustannie brakowało papieru, ilustrator dokonał szalonego marnotrawstwa i zaprojektował ogromne marginesy. A na nich skrajnie prostą kreską narysował narracyjne ilustracje, przypominające uczniowskie bazgroły niebieskim atramentem w zeszycie. Przynajmniej tak na widok składek Cyryla pomyśleli drukarze. Przerazili się, że ktoś książkę zniszczył. Po latach zamysł jednak się broni – nie tylko ze względu na „bazgroły”, lecz także zabawy z typografią. Każda z kilku równoległych opowieści wyróżnia się rodzajem, kolorem litery albo wprowadzeniem liternictwa odręcznego. Dzięki temu Cyryl, gdzie jesteś? to dodziś jedna z najciekawszych książek, które wyszły spod ręki Butenki.

Cyryl, gdzie jesteś?
Wiktor Woroszylski; ilustracje i projekt graficzny – Bohdan Butenko
Nasza Księgarnia
Pierwsze wydanie – Warszawa, 1962 r. Omawiana edycja – wyd. 3, 1975 r.

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Pozłacane odpady

Kolejna perła tamtych czasów, nawiązująca do radykalizmu i przekraczania granic PRL-owskich zwyczajów drukarskich, to W Nieparyżu i gdzie indziej. Swój egzemplarz kupiłem w zamkniętym już dziś antykwariacie niedaleko Palmiarni Poznańskiej. Właściwie za bezcen – 8 zł. Tymczasem świetnie zachowane egzemplarze krążą na aukcjach internetowych powyżej stówy. Ta książka zawsze była droga. Także w produkcji, ponieważ w 1967 r. Wilkoń postanowił eksperymentować jednocześnie z fakturą i kolorem. Malował ilustracje na papierze z worków po cukrze, aby uzyskać niejednorodną i widoczną fakturę. A eksperyment kolorys- tyczny, właściwie kolorystyczno-produkcyjny, polegał na zastosowaniu złotej i srebrnej farby. Dzięki obu zabiegom baśniowa opowieść Anny Kamieńskiej o podróżach dwóch przyjaciół do dziwacznych, odległych krain zyskała jeszcze na niezwykłości. Najlepiej ją widać, kiedy Wilkoniowe ilustracje – pejzaże miejskie ogląda się trochę pod światło.

W Nieparyżu i gdzie indziej
Anna Kamieńska, ilustracje – Józef Wilkoń 
Wydawnictwo – Nasza Księgarnia, 1967 r.
 

Czytaj również:

Perły z odzysku – 3/2017 Perły z odzysku – 3/2017
Przemyślenia

Perły z odzysku – 3/2017

Sebastian Frąckiewicz

W nowej odsłonie rubryki przypominamy książki „Zimowe słowiki” i „Kiedy zwierzęta umiały mówić”.

Sennie i ludowo

Jakiś czas temu postanowiłem ograniczyć swój udział w facebookowych sporach o ilustracje dla dzieci. Zwłaszcza gdy ktoś na stół wykłada betonowy argument: książka dla dzieci powinna być „ładna”, czyli narysowana realistycznie, w pogodnych kolorach. Kotek ma wyglądać jak kotek, oczywiście słodki i roześmiany. A drzewo jak drzewo, naturalnie pięknie zielone. Ten sposób myślenia to, niestety, pokłosie wielu dekad zaniechań edukacji plastycznej w rodzimych szkołach. Gdyby sztukę i ilustrację dzielić na „ładną” i „brzydką”, jakieś 70% dorobku polskiej szkoły ilustracji trafiłoby do kosza. A na pierwszy ogień bez wątpienia poszłyby Zimowe słowiki Joanny Kulmowej i Gabriela Rechowicza. Nie dość, że Kulmowa o przyrodzie nie pisze „jak należy”, to jeszcze Rechowicz ośmiela się za nią podążać i tworzyć zmysłowe, surrealistyczne obrazy, na których dudek zamiast skrzydeł ma przyschnięte jesienne liście. To niemal skandal, że uparcie nie chcą przedstawiać przyrody po bożemu. Natura w zimowej odsłonie staje się dla Kulmowej i Rechowicza świetnym pretekstem, by pozacierać granice między materią ożywioną a nieożywioną, zamieniać ptaki w rośliny, a rośliny w ptaki. W tej rzeczywistości funkcjonują zupełnie inne reguły. Pisze Kulmowa w wierszu Rybitwy śpią: „Białe pióra na wodzie z dala/Może to kra?/A może rybitwy/śpią/do wiosennego dnia/na kolebiących się falach”. W kolejnym wierszu wspomina, że drzewa kwitną na czarno gawronami, gdzie indziej, że kukanie kukułki to bicie serca zimy. Ciągi skojarzeń są wspaniale nieoczywiste, tak jak wspaniale nieoczywiste są nieco mroczne, a nawet odrobinę demoniczne ilustracje Rechowicza. Nie konkretyzują metafor poetki, raczej je podbijają, budując świat skonstruowany z czegoś na kształt sennego widu i marzenia, bardzo malarski i otwarty. Odbiór publikacji pogłębia także jakość wydania. Mój egzemplarz pochodzi z 1967 r. i po tak wielu latach, mimo oczywistych zażółceń stron, kolory wciąż trzymają się świetnie, a papier uwydatnia malarskość prac Rechowicza. Książka dotarła do mnie przez poznański antykwariat ze Szkoły Podstawowej nr 6 w Bielawie, gdzie stanowiła nagrodę dla miejscowej uczennicy drugiej klasy. Jak to się stało, że nikogo z grona nauczycielskiego ten Rechowicz swoimi „brzydkimi” ilustracjami wtedy nie wystraszył?

Czytaj dalej