Jednym z najciekawszych i najbardziej niedocenianych miejsc w moim mieście (mieszkam w Poznaniu) jest długa na kilkaset metrów ściana na legalne graffiti zaczynająca się przy skrzyżowaniu ulic Hetmańskiej i 28 czerwca 1956 roku. Turyści tu nie zaglądają, bo za daleko od centrum, za głośno, a poszczególne wrzuty z trudem się ogląda i fatalnie fotografuje na Fejsa (najlepiej z okien pędzącego tramwaju).
I jak to bywa w przypadku tzw. legalnych ścian, jedne graffiti w szybkim czasie zastępują drugie i dzieje się to bez żadnej kontroli. Ale pewna praca na panelu tuż przy wiadukcie vis-à-vis Lidla cieszyła się wyjątkowo długim życiem. Przez wiele miesięcy nikt nie śmiał podnieść na nią ręki z puszką. Był to tribute dla słynnej serii książek dla dzieci „Poczytaj mi, mamo” wydawanej od lat 50. przez Naszą Księgarnię. Grafficiarze świetnie wykorzystali znane wielu pokoleniom symbole z tylnej okładki, czyli psychodeliczne zwierzaki: króliczka, rybkę, motylka. Do tego użyli charakterystycznego liternictwa. Powstał istny wyciskacz łez: idąc po mrożone pieczywo i produkty z promocyjnej gazetki, można było rozczulić się nad swoim dzieciństwem.