Perły z odzysku – 3/2017
Przemyślenia

Perły z odzysku – 3/2017

Sebastian Frąckiewicz
Czyta się 5 minut

W nowej odsłonie rubryki przypominamy książki „Zimowe słowiki” i „Kiedy zwierzęta umiały mówić”.

Sennie i ludowo

Jakiś czas temu postanowiłem ograniczyć swój udział w facebookowych sporach o ilustracje dla dzieci. Zwłaszcza gdy ktoś na stół wykłada betonowy argument: książka dla dzieci powinna być „ładna”, czyli narysowana realistycznie, w pogodnych kolorach. Kotek ma wyglądać jak kotek, oczywiście słodki i roześmiany. A drzewo jak drzewo, naturalnie pięknie zielone. Ten sposób myślenia to, niestety, pokłosie wielu dekad zaniechań edukacji plastycznej w rodzimych szkołach. Gdyby sztukę i ilustrację dzielić na „ładną” i „brzydką”, jakieś 70% dorobku polskiej szkoły ilustracji trafiłoby do kosza. A na pierwszy ogień bez wątpienia poszłyby Zimowe słowiki Joanny Kulmowej i Gabriela Rechowicza. Nie dość, że Kulmowa o przyrodzie nie pisze „jak należy”, to jeszcze Rechowicz ośmiela się za nią podążać i tworzyć zmysłowe, surrealistyczne obrazy, na których dudek zamiast skrzydeł ma przyschnięte jesienne liście. To niemal skandal, że uparcie nie chcą przedstawiać przyrody po bożemu. Natura w zimowej odsłonie staje się dla Kulmowej i Rechowicza świetnym pretekstem, by pozacierać granice między materią ożywioną a nieożywioną, zamieniać ptaki w rośliny, a rośliny w ptaki. W tej rzeczywistości funkcjonują zupełnie inne reguły. Pisze Kulmowa w wierszu Rybitwy śpią: „Białe pióra na wodzie z dala/Może to kra?/A może rybitwy/śpią/do wiosennego dnia/na kolebiących się falach”. W kolejnym wierszu wspomina, że drzewa kwitną na czarno gawronami, gdzie indziej, że kukanie kukułki to bicie serca zimy. Ciągi skojarzeń są wspaniale nieoczywiste, tak jak wspaniale nieoczywiste są nieco mroczne, a nawet odrobinę demoniczne ilustracje Rechowicza. Nie konkretyzują metafor poetki, raczej je podbijają, budując świat skonstruowany z czegoś na kształt sennego widu i marzenia, bardzo malarski i otwarty. Odbiór publikacji pogłębia także jakość wydania. Mój egzemplarz pochodzi z 1967 r. i po tak wielu latach, mimo oczywistych zażółceń stron, kolory wciąż trzymają się świetnie, a papier uwydatnia malarskość prac Rechowicza. Książka dotarła do mnie przez poznański antykwariat ze Szkoły Podstawowej nr 6 w Bielawie, gdzie stanowiła nagrodę dla miejscowej uczennicy drugiej klasy. Jak to się stało, że nikogo z grona nauczycielskiego ten Rechowicz swoimi „brzydkimi” ilustracjami wtedy nie wystraszył?

Zimowe słowiki|
Joanna Kulmowa, ilustracje: Gabriel Rechowicz
 Nasza Księgarnia, Warszawa 1967 r.

Informacja

Z ostatniej chwili! To przedostatnia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Obrazki czy obrazy

Druga z książek, którą chciałbym Państwu przedstawić, o wiele bardziej spełnia kryteria „ładnej”. Kupiłem ją w czasach studenckich na tzw. gemeli, usytuowanej w niskim budynku, tuż obok słynnego wieżowca Akademii Ekonomicznej w Poznaniu. Dziś gemeli już, niestety, nie ma, mieści się tu prywatna szkoła. A była to niezwykła enklawa zatrzymanego czasu, szczególnie gdy na studiach dysponowało się jego nadmiarem. W starych książkach, płytach i szpargałach można było utknąć na długie godziny.

Prowadzący tę rupieciarnię nie robili żadnej selekcji, obok śmieci leżały perły. Jedną z nich była książka dla dzieci Iwana Franko Kiedy zwierzęta umiały mówić. Nie wiedziałem wówczas, że jeden z największych ukraińskich literatów pisał także bajki, więc wziąłem bez wahania. I to był strzał. Książka została wydana około 1990 r. przez kijowskie wydawnictwo Veselka, ale co ciekawe – po polsku. Bajki jak bajki: są tu podstępne żmije, sprytne lisy, nierozgarnięte niedźwiedzie i kilku bardziej rozgarniętych chłopów. Świat ludzi miesza się ze światem zwierząt, jak to w klasycznych ludowych podaniach, gdzie współczucie i okrucieństwo idą ze sobą w parze. Wyjątkowe są za to ilustracje tajemniczego S.K. Artiuszenki – poza pracami na całą planszę artysta na pozostałych stronach, a dokładnie na ich marginesach tworzy coś w rodzaju niemego parakomiksu, nawiązując do ludowego zdobnictwa i sztuki tradycyjnej w ogóle. Ogrom imponującej pracy. I choć te parakomiksy są bogate w detale – dzięki temu, że ilustrator wykonał je lekko, głównie w ołówku – nie przytłaczają całości projektu. Ciekawe i oryginalne rozwiązanie. Zaskakujące.

Kiedy zwierzęta umiały mówić
Iwan Franko, Ilustracje: S.K. Artiuszenko
Veselka, Kijów około 1990 r.
 

Czytaj również:

Perły z odzysku – 1/2018
Przemyślenia

Perły z odzysku – 1/2018

Sebastian Frąckiewicz

Jednym z najciekawszych i najbardziej niedocenianych miejsc w moim mieście (mieszkam w Poznaniu) jest długa na kilkaset metrów ściana na legalne graffiti zaczynająca się przy skrzyżowaniu ulic Hetmańskiej i 28 czerwca 1956 roku. Turyści tu nie zaglądają, bo za daleko od centrum, za głośno, a poszczególne wrzuty z trudem się ogląda i fatalnie fotografuje na Fejsa (najlepiej z okien pędzącego tramwaju).

I jak to bywa w przypadku tzw. legalnych ścian, jedne graffiti w szybkim czasie zastępują drugie i dzieje się to bez żadnej kontroli. Ale pewna praca na panelu tuż przy wiadukcie vis-à-vis Lidla cieszyła się wyjątkowo długim życiem. Przez wiele miesięcy nikt nie śmiał podnieść na nią ręki z puszką. Był to tribute dla słynnej serii książek dla dzieci „Poczytaj mi, mamo” wydawanej od lat 50. przez Naszą Księgarnię. Grafficiarze świetnie wykorzystali znane wielu pokoleniom symbole z tylnej okładki, czyli psychodeliczne zwierzaki: króliczka, rybkę, motylka. Do tego użyli charakterystycznego liternictwa. Powstał istny wyciskacz łez: idąc po mrożone pieczywo i produkty z promocyjnej gazetki, można było rozczulić się nad swoim dzieciństwem.

Czytaj dalej