Perły z odzysku – 1/2018
Przemyślenia

Perły z odzysku – 1/2018

Sebastian Frąckiewicz
Czyta się 5 minut

Jednym z najciekawszych i najbardziej niedocenianych miejsc w moim mieście (mieszkam w Poznaniu) jest długa na kilkaset metrów ściana na legalne graffiti zaczynająca się przy skrzyżowaniu ulic Hetmańskiej i 28 czerwca 1956 roku. Turyści tu nie zaglądają, bo za daleko od centrum, za głośno, a poszczególne wrzuty z trudem się ogląda i fatalnie fotografuje na Fejsa (najlepiej z okien pędzącego tramwaju).

I jak to bywa w przypadku tzw. legalnych ścian, jedne graffiti w szybkim czasie zastępują drugie i dzieje się to bez żadnej kontroli. Ale pewna praca na panelu tuż przy wiadukcie vis-à-vis Lidla cieszyła się wyjątkowo długim życiem. Przez wiele miesięcy nikt nie śmiał podnieść na nią ręki z puszką. Był to tribute dla słynnej serii książek dla dzieci „Poczytaj mi, mamo” wydawanej od lat 50. przez Naszą Księgarnię. Grafficiarze świetnie wykorzystali znane wielu pokoleniom symbole z tylnej okładki, czyli psychodeliczne zwierzaki: króliczka, rybkę, motylka. Do tego użyli charakterystycznego liternictwa. Powstał istny wyciskacz łez: idąc po mrożone pieczywo i produkty z promocyjnej gazetki, można było rozczulić się nad swoim dzieciństwem.

W krainie grzeczności

A piszę o tym dlatego, że właśnie trzymam przed sobą Przepraszam, smoku Wiery Badalskiej w pięknej oprawie graficznej Marii Uszackiej, artystki, którą wszyscy znają przede wszystkim z ilustracji do Chorego kotka Stanisława Jachowicza. Co ważne, moje wydanie Przepraszam, smoku pochodzi z 1989 r., a więc z końcówki żywota „Poczytaj mi, mamo”. Za chwilę przyjdzie transformacja ustrojowa i zmiecie ze sobą nie tylko PGR-y i puste półki w sklepach, ale także tę wspaniałą, łączącą pokolenia inicjatywę wydawniczą. Płaczący na ostatniej stronie książeczki krokodylimi łzami smok nie przeczuwał chyba, że mógłby zapłakać również nad wiatrem historii. Tymczasem jego płacz wynikał z porażki. Porażki w konflikcie z niezwykle uprzejmym rycerzem, który nie przemocą, walką i kłuciem dzidą, ale niezwykle grzecznymi słowami przekonał bestię, by opuściła swą pieczarę i przestała terroryzować okolicę.

Informacja

Z ostatniej chwili! To przedostatnia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Muszę przyznać, że choć uwielbiałem tę książeczkę w dzieciństwie – przede wszystkim za ilustracje w doskonały sposób czerpiące ze średniowiecznej sztuki – to dziś trochę się jej boję. Bo gdybym miał przeczytać ją swojej córce, mogłaby uwierzyć, że w dzisiejszej Polsce tak właśnie powinno rozwiązywać się problemy z ludźmi: dobrym słowem, uprzejmością i wysoką kulturą osobistą. Co za niedzisiejsza książka i niedorzeczny pomysł! Radzę zatem tej pozycji swoim dzieciom nie czytać, co najwyżej pokazać im obrazki: piękne, zgaszone kolory, po średniowiecznemu spłaszczoną perspektywę i niezwykle dynamiczną kompozycję każdej planszy. To im zdecydowanie wystarczy.

Przepraszam, smoku
Wiera Badalska, ilustracje: Maria Uszacka
Nasza Księgarnia, 1989 (wydanie IV)

Te wredne dachowce

Równie niedzisiejszą i szkodliwą dla małych umysłów żyjących we współczesnej Polsce pozycją jest Idzie niebo ciemną nocą Ewy Szelburg-Zarembiny. Nie dość, że niedzisiejsza, to jeszcze archaiczna i staromodna. Choćby dlatego, że Zarembina pokazuje polską wieś, która w przyrodzie występuje coraz rzadziej. Wieś rolniczą, albo raczej małorolną, a nie suburbia oblepione reklamami przy głównych drogach. Na tejże wsi dzieciaki nie gapią się w ekran smartfona, ale uciekają przed burzą, podziwiają łunę księżyca, gniazdo polnych myszy, a do tego zbierają kasztany, ubierając się w palto (a nie w modną parkę!). Słowem, dziwią się naturze i światu, doświadczając go bezpośrednio. Owszem, Zarembina po latach trochę się zestarzała. Jej teksty, zakorzenione w ludowej liryce, są skrajnie proste i czasem nazbyt rzewne oraz sentymentalne. Za to świetnie tłumaczą dziecku świat i je uwrażliwiają. Janusz Grabiański, który wykonał oprawę graficzną, to jeden z najwybitniejszych polskich ilustratorów, a także – podobnie jak Zarembina – wielki miłośnik przyrody. W jego pracach, zawieszonych między realizmem a trochę impresjonistyczną manierą wyjątkowo swobodnego, malarskiego gestu, widać to na każdym kroku. No i te koty! Wredne dachowce – włóczęgi Grabiańskiego to osobna, wizualna poezja niemająca sobie równych.

Idzie niebo ciemną nocą
Ewa Szelburg-Zarembina, ilustracje: Janusz Grabiański
Nasza Księgarnia, 1979 (wydanie V)

Czytaj również:

Perły z odzysku – 4/2018
Opowieści

Perły z odzysku – 4/2018

Sebastian Frąckiewicz

Polska Ludowa kochała wątki ludowe w literaturze. Często były to książki robione z dużym wyczuciem i namysłem – przynajmniej jeśli chodzi o warstwę wizualną. Do niektórych warto dziś wrócić.

Czytaj dalej