Astrid Lindgren pośród pisarzy całego świata bezsprzecznie wiedzie prym w liczbie przekładów. Jej Pippi Pończoszankę przetłumaczono na kilkadziesiąt języków, a wydania tej książki prawie wszędzie uzyskują ogromne nakłady.
Astrid Lindgren została pisarką całkiem przypadkowo. To właśnie dom i dzieci sprawiły, że wykonuje obecnie ten zawód.
— Jako dziecko — mówi szwedzka pisarka — postanowiłam, że nigdy nie napiszę żadnej książki, a to dlatego, że moja nauczycielka stale i uparcie powtarzała mi: „Ty, Astrid, będziesz pisarką”, ponieważ byłam mocna w wypracowaniach. Dla mnie pisarze byli ludźmi oschłymi i nudnymi, a taką nie chciałam za nic zostać. Złamałam moją obietnicę w 1941 roku. Miałam 34 lata, a moja córka, Karin, siedem. Przed zaśnięciem domagała się bajki. Pewnego wieczoru, kiedy byłam szczególnie zmęczona, zapytałam: „A o czym mam ci opowiedzieć?”. „O Pippi Długiepończochy” — padła odpowiedź. To szalone imię wymyśliła Karin, a wtedy ja zaczęłam jej opowiadać całkiem zwariowaną historię. Oczywiście, z takim imieniem dziewczynka musiała być całkiem nadzwyczajna, a jej przygody przewyższające najbujniejszą nawet fantazję. Karin zakochała się w postaci i chciała, bym przedłużała przygody małej Pippi w nieskończoność. Tak było przez parę lat. Potem, kiedyś w zimie, dokładnie w marcu 1944 r., złamałam sobie nogę. Żeby zabić czas, postanowiłam spisać przygody Pippi i dałam maszynopis w prezencie mojej córce na jej 10. urodziny.
Karin była zachwycona prezentem, a ja po pewnym czasie pomyślałam, żeby spróbować szczęścia w jakimś wydawnictwie, dodając na końcu mojego listu te słowa: „Z nadzieją, że nie zaskarżą mnie Państwo w Towarzystwie Opieki nad Nieletnimi”, ponieważ miałam dwoje dzieci i nie chciałam, by pomyślano, że autorka podobnych historii jest wynaturzonym potworem.
— I co, przyjęto maszynopis?!
— Skąd!!! A ja przyznałam prawie rację tym, co go odrzucili z wielkim hukiem. Ale tymczasem ręka mnie swędziała i napisałam inną książkę, pt. Zwierzenia Britt Marie. Otrzymała ona pierwszą nagrodę na konkursie i została szybko wydana. W 1945 r. wysłałam ponownie maszynopis Pippi, ale do innego wydawnictwa, które ogłosiło konkurs i… dostałam pierwszą nagrodę.
— Jakie były reakcje i opinie na temat Pippi, postaci raczej niezwykłej?
— Początkowo raczej pozytywne. Potem pewien pisarz, który zresztą został moim serdecznym przyjacielem, napisał wielki artykuł, w którym rozłożył Pippi na czynniki pierwsze. Napisał, że jeśli w ogóle książka ta zostawi jakikolwiek ślad w literaturze dziecięcej, będzie to znak nieprzyjemny i odrażający. Wtedy wiele osób zaczęło zabierać głos, wołając, że Pippi jest fatalnym przykładem dla dzieci, że demoralizuje nieletnich, zachęcając ich do buntu przeciw dorosłym.
— Napisała Pani 32 książki, około 40 książek ilustrowanych, 12 komedii. Nie zawsze Pani bohaterowie są niefrasobliwi i szczęśliwi jak Pippi. W legendzie o braciach Lwie Serce opowiada Pani o reakcji dzieci wobec śmierci. Skąd taki pomysł?
— Prawdę mówiąc, wcale nie chciałam zachęcać dzieci do medytacji nad śmiercią. Uderzył mnie kiedyś napis na cmentarzu: „Tutaj spoczywają bracia XY zmarli we wczesnym dzieciństwie”. Wtedy napisałam legendę o świecie, w którym żyją ci, co umarli jako małe dzieci.
— Kiedy Pani pisze, o jakich dzieciach Pani myśli, u jakich dzieci szuka Pani natchnienia?
— W dziecku, które jest we mnie. We wspomnieniach, zapachach, radościach i smutkach mojego własnego dzieciństwa. I jeśli dziecko, które ciągle jeszcze mieszka we mnie, jest zadowolone z rezultatu, jestem pewna, że również inne dzieci będą zadowolone i potrafią docenić to, co piszę.
Tekst pochodzi z numeru 1788/1979 r., a mogą go Państwo przeczytać w naszym cyfrowym archiwum.