Kiedy Pippi nie ma nic do roboty, a w sąsiedztwie wybucha pożar…
Pewnego niedzielnego popołudnia Pippi siedziała, zastanawiając się, co by tu robić. Tommy i Annika poszli z rodzicami na proszoną herbatkę, więc nie mogła się spodziewać ich odwiedzin.
Dzień upłynął jej na przyjemnych zajęciach. Wstała wcześnie i podała Panu Nilssonowi sok i bułeczki do łóżka. Wyglądał uroczo, gdy tak siedział w błękitnej nocnej koszulce, trzymając szklankę w obu łapkach. Potem wyczyściła zgrzebłem i nakarmiła konia, i opowiedziała mu długą, pełną przygód historię ze swych podróży po morzu. Następnie poszła do salonu i ozdobiła tapetę ogromnym malowidłem. Przedstawiało ono grubą panią w czerwonej sukni i w czarnym kapeluszu. W jednym ręku trzymała żółty kwiatek, a w drugim – zdechłą mysz. Było to, zdaniem Pippi, bardzo ładne malowidło. Ozdabiało cały pokój.
Potem usiadła przy biurku i oglądała jaja ptasie i muszelki, i przypominała sobie wszystkie piękne miejscowości, w których zbierała je z tatusiem,