Planeta za pół dolara Planeta za pół dolara
i
Bazar w Aleppo, zdjęcie: Iyad/Pixabay (domena publiczna)
Opowieści

Planeta za pół dolara

Andrzej Muszyński
Czyta się 7 minut

Przewodniki po krajach i miastach kupuje się z myślą o wyjeździe. Są zwykłą użyteczną rzeczą, taką jak mapa albo bilet. Swoją sekretną wartość ukazują dopiero wtedy, gdy do opisanych miejsc pojechać już nie można.

Zima. Dla mnie to, dość stereotypowo, szczyt sezonu czytelniczego. Noce o tej porze roku są na wsi naprawdę długie. Uzależnione oko łaknie liter przed snem i odruchowo sięgam dłonią do sterty książek przy łóżku. Czego tam nie ma! Nie zawsze znajduję w sobie zapał, by czytać od deski do deski, czasem nie przekonuje nic poza przewodnikami turystycznymi. W chaotycznym świecie bedekery porządkują mi świat.

Rekonstrukcje

„Miasto Jazd, Iran, restauracja Baharestan. Otwarta od 11.30 do 17.00. Najsmaczniejszy mają khoresht”. Co to jest? Chyba rodzaj potrawki. „Alta Floresta, środek Brazylii. Hotel Lisboa Palace. 100 riali­­ za dwójkę. Duże pokoje, trochę twarde ­łóżka” – ale lepsze takie niż zbyt miękkie. Plan miasta. Tam poczta, tu pralnia. Nazwiska. Wszystko jasne i jednoznaczne.

Serio: wciąga mnie to jak kryminał. Czytam kolejne opisy z wypiekami na twarzy. Zawodowi podróżnicy często odrzucają

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

O ćmoku O ćmoku
i
„Szkoła wieczorowa”, Gerrit Dou, ok. 1655–57 r./MET (domena publiczna)
Opowieści

O ćmoku

Andrzej Muszyński

Czy tkwiąc w ciemnościach, jesteśmy pozbawieni nadziei na światło? A może to właśnie w mroku jest nadzieja.

W zasadzie sam nie wiem, dlaczego zasłaniam okno na noc. Jest tu przecież ciemno jak na dnie studni. Pewnie z przyzwyczajenia albo żeby nie zbudził nas świt. Od września cień Powroźnikowej Skały wydłuża się i wygląda to tak, jakby z góry wychodziła góra. Odkąd pamiętam, cykle światła i ciemności, a więc pór roku, dyktują mój kalendarz. Planowałem wiosnę, lato, a gdy spartaczyłem sprawy, wierzyłem, że wszystko odmieni solidna jesień. Może to tylko kwestia układu rzeczy, bo mój dom stoi na pustkowiu, wystawiony na słońce jak przynęta. Chcąc nie chcąc, trzeba się dostosować, szczególnie w pracy na roli. Zboże należy zmłócić, kiedy dojrzeje, ale nie za późno, bo się wysypie. Zanim pojedziemy do młyna, ziarno musi wyschnąć, ale trzymane zbyt długo nabierze wilgoci. W końcu sierpnia mam już dość. Robót, perzu, krzątaniny. Na podwórku jest kiepsko z cieniem i żar łupie niemiłosiernie. Rozprasza i nie pozwala czytać ani pisać. Czasem widzę ten znój końca lata na twarzach ludzi. Ileż można kosić trawę? Jadę przez wieś. Narzędzia porzucone przy płocie. Mężczyzna siedzi na kamieniu z rękami wspartymi na kolanach. Opuchnięta, czerwona twarz i długie, tłuste włosy. Jesteśmy u kresu. Pragniemy już tylko świętego spokoju i ciszy. Zaraz wróci chłód, skuje cienie w mrok i ocali umysł.

Czytaj dalej