
Przewodniki po krajach i miastach kupuje się z myślą o wyjeździe. Są zwykłą użyteczną rzeczą, taką jak mapa albo bilet. Swoją sekretną wartość ukazują dopiero wtedy, gdy do opisanych miejsc pojechać już nie można.
Zima. Dla mnie to, dość stereotypowo, szczyt sezonu czytelniczego. Noce o tej porze roku są na wsi naprawdę długie. Uzależnione oko łaknie liter przed snem i odruchowo sięgam dłonią do sterty książek przy łóżku. Czego tam nie ma! Nie zawsze znajduję w sobie zapał, by czytać od deski do deski, czasem nie przekonuje nic poza przewodnikami turystycznymi. W chaotycznym świecie bedekery porządkują mi świat.
Rekonstrukcje
„Miasto Jazd, Iran, restauracja Baharestan. Otwarta od 11.30 do 17.00. Najsmaczniejszy mają khoresht”. Co to jest? Chyba rodzaj potrawki. „Alta Floresta, środek Brazylii. Hotel Lisboa Palace. 100 riali za dwójkę. Duże pokoje, trochę twarde łóżka” – ale lepsze takie niż zbyt miękkie. Plan miasta. Tam poczta, tu pralnia. Nazwiska. Wszystko jasne i jednoznaczne.
Serio: wciąga mnie to jak kryminał. Czytam kolejne opisy z wypiekami na twarzy. Zawodowi podróżnicy często odrzucają