Witajcie w nowej dekadzie, witajcie w latach dwudziestych! Zacznijmy je od banału: chrześcijańskie święto Bożego Narodzenia obchodzone jest dokładnie w przesilenie zimowe. Przesilenie zimowe – dla tych, którzy już zapomnieli lekcje geografii – to moment, w którym Ziemia, mówiąc popularyzatorskim łamańcem, przechodzi przez „najbardziej północny” punkt swojej orbity. Półkula południowa wychyla się w stronę Słońca maksymalnie, jak może – trwa na niej najdłuższy dzień i najkrótsza noc. Półkula północna odwrotnie, odchyla się od Słońca najdalej, jak może – trwa na niej najkrótszy dzień i najdłuższa noc. Od momentu przesilenia dnia – na półkuli północnej – tylko przybywa (na półkuli południowej odwrotnie).
To wszystko twarde fakty. Faktem jest też, że Boże Narodzenie zupełnie nieprzypadkowo obchodzone jest w przesilenie zimowe – zostało ono „podłączone” pod starszą, przedchrześcijańską symbolikę przesilenia, związaną ze Słońcem