
Tintin jest jednym z najstarszych i najbardziej znanych bohaterów komiksowych na świecie. Ale zamknięte w eleganckich rysunkach historie to także ogromny biznes i demony przeszłości z czasów kolonialnych.
Niedobry Biały Człowiek bić małego Murzynka! Koko się go bać…” – łka czarnoskóry chłopiec Tintinowi, belgijskiemu reporterowi, który przyjechał do Konga. Przeważającą część twarzy dziecka zajmują nienaturalnie duże, mięsiste, czerwone usta przypominające makijaż typu blackface. Choć ubrany w koszulkę i spodenki na europejską modłę, jest bosy. Nastoletni Tintin ma podobny strój w kolorze khaki, ale jest porządnie obuty i nosi kapelusz w stylu kolonialnym. Kilka stron dalej poluje na antylopę. Strzela raz, drugi, piętnasty. Zdziwiony odkrywa, że ubił całe stado, myśląc, że chybia… Za chwilę goryl kradnie mu psa. Młody Belg zabija więc inną małpę i zakłada jej skórę, żeby w takim przebraniu odbić ukochanego pupilka.
Później jest jeszcze lepiej. Chłopak uczy kongijskie dzieci podstaw arytmetyki, leczy tubylców, rozwiązuje lokalne problemy, zostaje królem wioski, a jeśli tylko nadarzy się okazja, oczywiście poluje. Ukoronowaniem jego łowów jest scena, w której robi zdjęcie swojemu psu pozującemu na ubitym przed chwilą bawole. Na swojej drodze Tintin spotyka całą wielką piątkę z Afryki, czyli słonia, żyrafę, lwa, leoparda i nosorożca, wpisując się w popularne na początku XX w. polowania na grubą zwierzynę na Czarnym Lądzie. Góruje też nad Kongijczykami wiedzą, a nowinki technologiczne nie tylko pomagają mu poradzić sobie w trudnych sytuacjach, lecz także budzą podziw