
Na jakie pytanie szukam odpowiedzi, myśląc o tych, którzy zrodzili tych, którzy zrodzili tych, którzy zrodzili tych, którzy mnie zrodzili?
Dlaczego im dłuższy szereg tych powtórzeń, tym lepiej?
Jaki jest sens w tych płonnych nie tylko na pozór rozważaniach, którymi irytuję mojego stuletniego już nieomal dziadka, kiedy wypytuję go o historie rodzinne, a on macha ręką, zrzędzi, że po co się zajmować przeszłością, roboty se lepi pilnuj swojij, synek, to już bōłō, to niyma ważne. Nie tłumaczę mu, że wszystko jest dla mnie pracą, każda podróż, nowa fascynacja, każda książka i film. Zrozumiałby oczywiście i jednocześnie nie zrozumiał wcale, nie mógłby, bo tego nikt nie rozumie, nawet ja.
Zrzędzi więc, beszta mnie, ale potem jednak opowiada, wypytany zawsze odpowiada, rozpoznaje na zdjęciach ludzi, którzy umarli, zanim się urodził, opowiada o nich historie, które jemu kiedyś ktoś opowiedział.
Więc węszę. I nie wiem po co.
Przecież nie szukam odpowiedzi na pytanie „kim jestem?”.
Na to pytanie odpowiedź mogę znaleźć tylko w sobie, nie w tym, kim byli ludzie, z których genów i szeregu kolejnych transmisji kulturowej tożsamości się wziąłem. A jednak szukam.
Może więc próbuję sobie samemu wyznaczyć współrzędne, w czterowymiarowej czasoprzestrzeni znaleźć swoje miejsce, geograficznie i na osi czasu, zrozumieć, co doprowadziło do tego, że pojawiłem się na świecie, ja jako ja, ja taki jak ja. Nie po to, by w bezwzględnym chaosie, którym jest życie, znaleźć porządek, bo nie ma żadnego porządku, ale może po to, by odpowiedzialności za bycie samym sobą nie nieść samotnie, aby uwierzyć chociaż na chwilę, że nie tylko ja sam siebie ukształtowałem, ale ukształtowali mnie też inni, nawet ci, których nie pamiętam i których nikt już nie pamięta, którzy wiedli życie tak inne od mojego dziwnego życia, a jednak w tych ich dawnych życiach związanych z ziemią i podziemiem coś we mnie zostało, z rytmu rolniczych pór roku czy z pyłu w górniczych płucach, z wojen, przed którymi uciekali, których się bali i na które szli, które przeżywali i w których ginęli.
Kiedy w epoce Meiji w Japonii kakure-kirishitan, tajni chrześcijanie wyznający swą religię w tajemnicy