Podróż pierwsza, do Bierawy, Landzmierza i Ciska, rodzinnych miejscowości przodków Marthy Twardoch z domu Syrzisko Podróż pierwsza, do Bierawy, Landzmierza i Ciska, rodzinnych miejscowości przodków Marthy Twardoch z domu Syrzisko
i
fot. Szczepan Twardoch
Przemyślenia

Podróż pierwsza, do Bierawy, Landzmierza i Ciska, rodzinnych miejscowości przodków Marthy Twardoch z domu Syrzisko

Szczepan Twardoch
Czyta się 20 minut

Na jakie pytanie szukam odpowiedzi, myśląc o tych, którzy zrodzili tych, którzy zrodzili tych, którzy zrodzili tych, którzy mnie zrodzili?

Dlaczego im dłuższy szereg tych powtórzeń, tym lepiej?

Jaki jest sens w tych płonnych nie tylko na pozór rozważaniach, którymi irytuję mojego stuletniego już nieomal dziadka, kiedy wypytuję go o historie rodzinne, a on macha ręką, zrzędzi, że po co się zajmować przeszłością, roboty se lepi pilnuj swojij, synek, to już bōłō, to niyma ważne. Nie tłumaczę mu, że wszystko jest dla mnie pracą, każda podróż, nowa fascynacja, każda książka i film. Zrozumiałby oczywiście i jednocześnie nie zrozumiał wcale, nie mógłby, bo tego nikt nie rozumie, nawet ja.

Zrzędzi więc, beszta mnie, ale potem jednak opowiada, wypytany zawsze odpowiada, rozpoznaje na zdjęciach ludzi, którzy umarli, zanim się urodził, opowiada o nich historie, które jemu kiedyś ktoś opowiedział.

Więc węszę. I nie wiem po co.

Przecież nie szukam odpowiedzi na pytanie „kim jestem?”.

Na to pytanie odpowiedź mogę znaleźć tylko w sobie, nie w tym, kim byli ludzie, z których genów i szeregu kolejnych transmisji kulturowej tożsamości się wziąłem. A jednak szukam.

Może więc próbuję sobie samemu wyznaczyć współrzędne, w czterowymiarowej czasoprzestrzeni znaleźć swoje miejsce, geograficznie i na osi czasu, zrozumieć, co doprowadziło do tego, że pojawiłem się na świecie, ja jako ja, ja taki jak ja. Nie po to, by w bezwzględnym chaosie, którym jest życie, znaleźć porządek, bo nie ma żadnego porządku, ale może po to, by odpowiedzialności za bycie samym sobą nie nieść samotnie, aby uwierzyć chociaż na chwilę, że nie tylko ja sam siebie ukształtowałem, ale ukształtowali mnie też inni, nawet ci, których nie pamiętam i których nikt już nie pamięta, którzy wiedli życie tak inne od mojego dziwnego życia, a jednak w tych ich dawnych życiach związanych z ziemią i podziemiem coś we mnie zostało, z rytmu rolniczych pór roku czy z pyłu w górniczych płucach, z wojen, przed którymi uciekali, których się bali i na które szli, które przeżywali i w których ginęli.

Kiedy w epoce Meiji w Japonii kakure-kirishitan, tajni chrześcijanie wyznający swą religię w tajemnicy

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Między światami Między światami
i
„Mama czekająca w kuchni na powrót moich braci", 2023 r.; fot. dzięki uprzejmości artysty i Polana Institute
Doznania

Między światami

czyli obrazy i czasy Patryka Różyckiego
Stach Szabłowski

Nieprzypadkowo już w tytule niedawnej wystawy w Polana Institute malarz Patryk Różycki przedstawiał się jako dziecko swoich rodziców. Kwestia pochodzenia oraz relacje z bliskimi odegrają zasadniczą rolę w tym, co artysta ma do pokazania.

Trwająca do końca stycznia 2024 r. wystawa nosiła tytuł Syn maluje nasze życie. Różycki pokazywał na niej 37 obrazów, każdy jest kadrem z biografii artysty i losów jego rodziny. Dlaczego mamy interesować się historią Różyckich? Jest poruszająca – już sam ten fakt mógłby wystarczyć, żeby warto było ją poznać. Chodzi jednak o coś więcej. To dzieła tak osobiste, że momentami wprawiają w zakłopotanie. Jakbyśmy zrobili o jeden krok za daleko w świat cudzych intymnych doświadczeń, bolesnych wspomnień, niewyrównanych emocjonalnych rachunków.

Czytaj dalej