Nareszcie ukazał się polski przekład autobiografii jednego z najbogatszych ludzi na naszym globie – Vladimira Iwana Niewiarydiewa. W pewnym momencie życia ten mało u nas znany pisarz science fiction (debiutujący jeszcze w czasach ZSRR), pod wpływem fizyki kwantowej i pewnego ustępu z Kosmicznego spustu Roberta Antona Wilsona, oddał się eksperymentowi myślowemu, który miał tak radykalnie odmienić jego życie.
Otóż Niewiarydiew zamknął się w swym nędznym mieszkaniu i zadał sobie pytanie: ilu kosmitów znajduje się w tym pomieszczeniu? I odpowiedział: tylu, ile zechce. Poszedł dalej i przyjął, że nie muszą to być kosmici; mogą to być ludzie z przyszłości, dysponujący zaawansowaną technologią. Wreszcie przekroczył ostateczną granicę szaleństwa: nie muszą to być kosmici ani ludzie, mogą to być jakiekolwiek żywe istoty lub przedmioty, których istnienie jest możliwe. Założył, że na 10 m jego klitki znajduje się nieskończona ilość złota, drogocennych błyskotek z jaspisu i kamienia księżycowego, 2 tysiące androidów wyposażonych w funkcję jasnowidzenia i telepatii. Oszacował wartość swojego urojonego majątku. I po takiej właśnie cenie sprzedał swe mieszkanie moskiewskim władzom, kiedy podjęto decyzję o zburzeniu kamienicy, w której się ono znajdowało. Tak narodził się miliarder naszych czasów. Dodajmy, że Mój kapitał Niewiarydiewa to lektura napisana przyzwoitym stylem i niezwykle pouczająca – jest to bowiem kolejny dowód na to, że w codziennym życiu powinniśmy przypisywać mniejsze znaczenie cyfrom na koncie, a większe naszym bogactwom wewnętrznym.