Po(p)wściągliwi Po(p)wściągliwi
Przemyślenia

Po(p)wściągliwi

Jan Błaszczak
Czyta się 3 minuty

Wystarczyła im jedna płyta, by stać się moim ulubionym okołopopowym polskim zespołem. Na debiutanckim Tamagotchi Kacha Kowalczyk i Łukasz Rozmysłowski w bardzo naturalny sposób połączyli przyjemny dla ucha piosenkowy format z echami dream popu, powłóczystym R&B i mrocznym witch house’em. Na poziomie tekstów natomiast Coals serwowali nam sentymentalny powrót do czasów swojego – niezbyt odległego – dzieciństwa, ubierając ową nostalgię w luźne impresje i głos o imponującej rozpiętości. W rezultacie rozmarzone, utrzymane w dość wolnych (down)tempach Tamagotchi było świetną popową płytą, choć raczej w rozumieniu – toutes proportions gardées – Kate Bush niż czołówki współczesnych list przebojów.

Wydana dwa lata później epka Klan była dla mnie pewnym rozczarowaniem. Sam pomysł, by spróbować zderzyć wypracowaną na debiutanckim albumie estetykę z hip-hopowymi i trapowymi bitami był w swojej brawurze godny podziwu. Fonograficzny rezultat tego zabiegu wydał mi się jednak – w najlepszym wypadku – dziwny. Szukając klucza do nowych form wyrazu, Coals utracili swoją naturalność. Gdy zabrakło piosenkowego stelaża, który z powodzeniem niósł różne pomysły na Tamagotchi, całość stała się nagle przyciężkawa. Może to po prostu kwestia niewielkiego doświadczenia na hip-hopowym polu? Z jakiegoś powodu Dobre duchy Piernikowskiego z udziałem Kachy Kowalczyk bronią się znacznie lepiej niż utwór Coals z gościnnym udziałem wspomnianego rapera.

Jeśli uważam Klan za nie do końca udaną, ale godną szacunku próbę, to jeszcze bardziej zaimponowała mi dojrzałość następnego ruchu wykonanego przez Coals. W wywiadzie, który ukazał się na tych łamach w ubiegłym roku, Kowalczyk zapowiadała, że drugi album zespołu będzie bliższy debiutowi. Decyzja miała wynikać zarówno z trudności we wkomponowaniu tak wyrazistej estetyki jak trap w autorską twórczość, jak i odbioru Klanu przez lekko zdezorientowaną publiczność. Nie tylko więc brawura, ale też samoświadomość. Bo rzeczywiście, Docusoap to zestaw utrzymanych w nieśpiesznych rytmach, unurzanych w pogłosach piosenek. Jeszcze bardziej konsekwentny w swoim niezainteresowaniu radiowymi playlistami niż Tamagotchi. Uważam bowiem, że Rav03’ (intro version), 90’s Babies czy śpiewane po polsku Lato2002 miały większy singlowy potencjał niż jakikolwiek utwór z tegorocznej płyty. Niczego jej to jednak nie odejmuje.

Początkowo słuchanie drugiego albumu Coals przypominało mi trochę obcowanie z ujętą w jego tytule telenowelą dokumentalną. Pozbawione sztucznie budowanej dramaturgii piosenki przelewały się jedna w drugą, nie pozostawiając po sobie jakichś bardziej wyrazistych wspomnień. Dopiero po czasie dostrzegłem w Docusoap fascynujące szczegóły i momenty nieinwazyjnego, naturalnego piękna. I nagle słuchanie tego utrzymanego w jednostajnym tempie, nieprzesadnie ekspresyjnego albumu stało się hojnie wynagradzającą poświęconą mu uwagę przygodą. Weźmy moje ulubione dove, gdzie oniryczny avant pop w stylu Julii Holter szybko ewoluuje w rozmyte, ambientowe formy znane z płyt Grouper. Natomiast hockney przypomina mi o melodiach, które na płycie Raphael Rogiński plays Henry Purcell śpiewała Olga Mysłowska, próbując wydobyć gotycką grozę z twórczości barokowego mistrza. Głos Kachy Kowalczyk nawiedza te same wrzosowiska. Jest jeszcze pearls – nastrojowe, współczesne R&B w stylu Inc., choć wyprane z sensualności i erotyzmu muzyki wspomnianego duetu.

No właśnie, nie chcę się bawić w naczelnego socjologa kraju, więc poprzestanę na stwierdzeniu, że Coals konsekwentnie filtrują swoje inspiracje z charakterystycznego im ciepła i emocjonalności. Docusoap to chłodne R&B. To dream pop ze świata, w którym magię zastąpiła technologia. Szara i powszednia. W utworach Coals próżno więc szukać transgresji i zamaszystych gestów. Przeciwnie, ich muzyka rozgrywa się pomału – na dalekich planach i w dźwiękowych plamach. Zwodzi prowadzącymi donikąd wtrętami i umiejętnie dozuje dostęp do chwytliwych popowych melodii. W swojej powściągliwości nie prowokuje też do emocjonalnych uniesień. Nie ma bowiem powodów, by rozpraszać naszą uwagę. Świetnie zrealizowanego, operującego spójnym językiem Docusoap słucha się świetnie na chłodno, bez nawiązywania osobistej relacji.

 

Czytaj również:

Foto polo Foto polo
i
Łukasz Jasiukowicz, portret Dominika Sadocha dla magazynu „Żurnal”; Instagram: @lukejascz
Przemyślenia

Foto polo

Kacha Kowalczyk

Od fascynacji do niechęci i z powrotem – wokalistka Coals o swojej relacji ze sztuką fotografii i o najlepszych twórcach made in Polska.

Zaczęłam interesować się fotografią na początku liceum. Pamiętam czarno-białe zdjęcia ludzi w prozaicznych, codziennych sytuacjach. Smutne, zmęczone życiem twarze. Majestatyczne portrety ważnych osobistości oświetlone jak na barokowych dziełach. Kobiety z zamkniętymi oczami w zwiewnych sukniach pływające po jeziorze. Wszędzie to samo i tak samo. Znużyło mnie to w końcu.

Czytaj dalej