
Powinna była coś poczuć.
Zazwyczaj w takich chwilach dochodziło do głosu to coś – intuicja, podszept boży albo specjalne swędzenie w trzewiach – co nakazywało Gulnar być czujną, zrobić krok w tył. Zniknąć po cichutku. Jednak tego ranka to coś widać spało.
Wyszła na ulicę. Styczeń w Teheranie ciągnął się niemiłosiernie, jakby wcale nie miał się skończyć. Otuliła się mocniej