
Stany Zjednoczone to gorzka kraina. Narodziła się jako kolonia i w głębi do dziś nią pozostaje. Swój cel najwyższy – bogactwo – obudowała ideałami równości, na zawsze już drugorzędnymi. Odrzeć Amerykę z fałszywych obietnic, ukazać jej bezwzględność i dopiero wtedy wyznać jej miłość – oto sztuka, która udała się jej niechcianemu synowi.
Ayad Akhtar sprawia kłopoty swojej ojczyźnie. Nie pasuje. Nie pasuje do stereotypów organizujących świat według ksenofobicznych kategorii, ale nie mieści się też w przegródce spełnionego amerykańskiego snu.
Pochodzi z muzułmańskiej rodziny, ma pakistańskie nazwisko, ciemną skórę. Ale urodził się w Staten Island, a wychował w Wisconsin. Odniósł sukces, jego sztuki wystawiane są na Broadwayu, otrzymał nagrody Pulitzera, Tony i Arts and Letters Foundation. Jego teksty to literackie i teatralne wydarzenia. Tyle że on się w nich do Ameryki nie uśmiecha. Ma zastrzeżenia, zdziera zasłony, grzebie w ranach. Dlatego wielu wolałoby, żeby „stulił pysk” i „wracał do siebie”. Czyli właściwie dokąd?
Homeland Elegies, druga powie