W związku z powszechną przesadą, jaka dziś ma miejsce, muszę zainterweniować: te wszystkie ostatnie warszawskie kontrowersje doprowadziły do jakiegoś pomieszania pojęć w środowisku wegan i wegetarian, na które nie mogę dłużej przymykać oczu.
Często posługiwano się argumentem "z braku świadomości", przez co rozumiano niemożliwość odczuwania bólu czy brak ktyrycznej refleksji u spożywanego organizmu. Dlatego na przykład niektórzy konsumują krewetkę, sądząc, że ona i tak nic o tym nie wie. I to jeszcze, powiedzmy, rozumiem, w porządku.
Ale dopiero co widziałem na ulicy, jak grupa dzikich wegan pożarła jakiegoś biednego kibica, szalik klubowy traktując jak zwykłą serwetkę.
Zwróciłem na to uwagę, dużo mówiłem, że to już nie jest weganizm ani nawet wegetarianizm, to jest po prostu kanibalizm, a jakiś weganin odpowiada mi na to, jak gdyby nigdy nic:
– Człowieku, spokojnie, on przecież nie ma żadnej świadomości – i je dalej.
Nie, mówię stanowczo: Nie.
Tego rodzaju praktyki muszę wreszcie spotkać się z globalnym sprzeciwem.