Festiwal Hommage à Kieślowski jest niepodobny do niczego, co zaznaczyłem sobie w kalendarzu imprez filmowych.
Atmosfera Sokołowska to zaprzeczenie niespokojnej gonitwy przez nakładające się na siebie projekcje i wydarzenia, to ucieczka od wieczornych bankietów, wrzawy, zgiełku w miejsce, gdzie życie ludzi zatrzymało się w innym świecie, o którym czytałem kiedyś w Czarodziejskiej górze. To niby mała przygraniczna mieścina i mała impreza – jeden kinoteatr, który pamięta dwa poprzednie stulecia. Po drugiej stronie ulicy jedna mała kawiarenka obok drugiej. Festiwal nie stara się przyciągać magią wielkich, najgorętszych nazwisk. Wyjątkowość Sokołowska i środek jego ciężkości leżą gdzie indziej. Widzowie zyskują tam wrażenia, doznania i przemyślenia zupełnie innego formatu.
Kim jesteśmy, czego chcemy
Mieściło się tutaj pierwsze w Europie sanatorium dla gruźlików, ekskluzywne, założone w drugiej połowie XIX w. przez doktora Brehmera. Przyjeżdżali tam kuracjusze z całego świata. Wśród nich był m.in. ojciec Krzysztofa Kieślowskiego. Rodzina osiedliła się w Sokołowsku – późniejszy reżyser uczył się w tamtejszej szkole podstawowej, matka prowadziła dział socjalny ośrodków