Aleksandra Lipczak: Skąd wzięły się rzeki w twoim życiu?
Cecylia Malik: Pierwszą była Kamienica. Moi rodzice, którzy są artystami, poznali się w górach, tato był przewodnikiem beskidzkim. Kamienica, która wypływa z Gorców, płynie przez Szczawę, dokąd jeździliśmy na wakacje. Kojarzę ją z zabawą i zachwytem, bo jest przepiękna.
Następna była Raba, też w wakacje. Nie mieliśmy auta i w upale szliśmy nad rzekę kilka kilometrów na piechotę. Pamiętam pragnienie, żeby być wreszcie nad rzeką i ten moment: już szumi, już czuć jej zapach. Później był Dunajec, groźny, z wielkimi falami. I północne rzeki na Mazurach, zupełnie inne. A wreszcie ta najważniejsza: Białka, z jej silnym nurtem i białymi otoczakami.
Mam coś takiego, że w każdym nowym mieście czuję potrzebę pójścia nad rzekę. Uważam, że sensem Warszawy jest Wisła. Daje jej oddech, przestrzeń. To dla mnie ważne, żeby znaleźć w mieście miejsce, przez które da się z niego uciec. A jeśli będziesz wędrować wzdłuż rzeki, to prędzej czy później się z niego wydostaniesz.
Od zawsze fascynowały mnie też rzeki w czasie wezbrania i powodzi. Po paru dniach lipcowej ulewy zamieniały się w straszną, pędzącą lawę. Wkładałyśmy z moją siostrą Rozalią kalosze i godzinami wędrowałyśmy wzdłuż takiego nurtu. Rzeki mają w sobie duży pierwiastek ambiwalencji. Są piękne i groźne, potrafią być przyjemne dla zmysłów, ale też cuchnące i brudne. Z tą rzeką to nie jest taka prosta historia jak na przykład z drzewami.
Ale to drzewa pojawiły się w twojej twórczości najpierw, jeszcze przed rzekami.
Skończyłam ASP i jestem z zawodu malarką, ale nie typową pracownianą artystką.
Krakowska ASP jest konserwatywną uczelnią. Promuje model, że artysta ma w izolacji tworzyć wielkie, mądre rzeczy. A ja szybko miałam dzieci, prowadziłam dom i zajmowałam się innymi „niemądrymi” sprawami. Ale w zasadzie pomogło mi to jako artystce. Niby nie miałam czasu, ale wszystko, co robiłam najfajniejszego, było właśnie dzięki dzieciom. Po raz pierwszy zaczęłam się na przykład przyglądać studzienkom i okienkom piwnicznym, bo to dzieci mnie tak spowolniły. Tak powstała seria obrazów Miasto. Sama biegłabym pewnie przez miasto, a tak – lazłam i się gapiłam. Uziemienie wychodziło mi na korzyść.
Musiałaś to jakoś w sobie przepracować? Uwierzyć, że to też jest dobre?
Najlepsza decyzja, jaką podjęłam z punktu widzenia mojej sztuki, to ta, że wcale nie muszę być artystką. W którymś momencie, kiedy miałam kryzys, poszłam na podyplomowe studia kuratorskie. Nie muszę być malarką, będę prowadzić warsztaty ze sztuki dla dzieci – zdecydowałam. Z Anną Bargiel przez wiele lat tworzyłyśmy Mały Klub Bunkra Sztuki w Krakowie.
Cecylia Malik, 120 drzewo – Modrzew
Ale projekt „365 drzew” wymyśliłam właśnie tam, podczas warszta