Zależność była prosta i sprawdzała się zawsze: kiedy szedłem na przystanek tramwajowy, przyjeżdżał autobus, a gdy na przystanek autobusowy – przyjeżdżał tramwaj. Niezależnie od oficjalnych godzin i minut, które widniały w rozkładzie.
Oczywiście w pracy nie mogłem się tłumaczyć, że moje spóźnienia wynikają z wrogiego spisku pojazdów komunikacji miejskiej,