Zapraszam Państwa na wycieczkę. Będziemy oglądali ptaki, więc warto wziąć ze sobą lornetkę. Nie trzeba za to pakować żadnego ornitologicznego atlasu. Ani klasycznego Collinsa, ani kultowego Sokołowskiego. Wystarczy egzemplarz Pana Tadeusza.
Gdyby Adam Mickiewicz nie był poetą, mógłby zostać ornitologiem. W Panu Tadeuszu tak tłoczno jest od skrzydeł, dziobów i ogonów, że dzieło to, które nazywamy naszą epopeją narodową, w istocie wydawać się może poematem o ptakach spisanym zgrabnym 13-zgłoskowym świergotem, w którym losy ludzi są tylko dodatkiem do spraw i sprawek naszych skrzydlatych braci mniejszych. Zresztą niech czytelnik sam osądzi.
Naszą wycieczkę zaczniemy od spotkania ze skowronkiem.
Skowronek
Tam ozwał się nad głową ranny wiosny dzwonek:
Również głęboko w niebie schowany skowronek.
Mickiewicz zapewne dobrze znał zabobon, wedle którego skowronek zimuje pod polnym kamieniem (w istocie odlatuje na zachód Europy). A może sam w ten przesąd wierzył? Skowronek w pierwszej połowie XIX w. miał według ludu także inne opcje zimowania. Mógł schronić się w mysiej norze albo wręcz w mysz się zamienić. Lub w dzierlatkę, która też należy do rodziny skowronków. Od połowy stycznia do połowy marca kilkoro świętych zapowiada w przysłowiach powrót rannego wiosny dzwonka. Są to m.in. Agnieszka, Marcin, Dorotka, Halszka i Kazimierz. Jeśli