Jak w starej dobrej książce, zacznijmy od definicji. Potrzebna jest o tyle, że słowo „pykło” może nie być znane wszystkim. Jest to wyrażenie dość kolokwialne, a zarazem całkiem świeże – w roku 2017 było zgłoszone do plebiscytu jako młodzieżowe słowo roku. Definicja jest bez zagadek i ambiwalencji: „pykło” znaczy tyle, co „udało się”, „wyszło”, „chwyciło”, „stało się sukcesem”. Idea, która się rozeszła szybko i szeroko. Plan, który się powiódł. Strategia, która się dobrze opłaciła. A w slangu wojowników social media „pykło” jest synonimem „zażarło” – zyskało following, zrobiło duże zasięgi, zyskało dużo polubień, retweetów, komentarzy. Po prostu pykło.
Jest to jedno z tych wyrażeń, które dobrze zrozumieć i posmakować przez zaprzeczenie, a więc przez… „nie pykło”. Nie udało się, nie wyszło, nie chwyciło, nie rozeszło się po Internecie. Ale uwaga: nie każde niepowodzenie można określić słowem „nie pykło”. Tutaj właśnie dogrzebujemy się do tej subtelności znaczeniowej, która sprawia, że tak mi się to całe „pykło” podoba. Otóż nie powiemy „nie pykło” tam, gdzie się nie udało… bo my się nie staraliśmy. Jeżeli nigdy nie chciałem być piłkarzem i nim nie zostałem, to nie powiem, że moja piłkarska kariera „nie pykła”. I szerzej, jeżeli życie mi nie wyszło, ale na własne życzenie, bo od początku je wytrwale trwoniłem, zamiast się za nie wziąć na poważnie – to również nie powiem „nie pykło”. „Pyknąć” albo „nie pyknąć” może tylko tam i to, w co włożyłem pracę, zainwestowałem wysiłek. Tylko to, gdzie się starałem, gdzie naprawdę przycisnąłem, gdzie naprawdę chciałem wygrać. Jeżeli uczciwie zrobię to, co mogę, a mimo to się nie uda – wtedy właśnie powiem „nie pykło”.
Stoicki sens „pykło” jest więc jasny. To, czy coś „pyknie”, czy „nie pyknie”, rozgrywa się w przestrzeni rzeczy od nas niezależnych. Stoicy mówią, że moim obowiązkiem jest postarać się zrobić to, co mogę zrobić w dziedzinie rzeczy ode mnie zależnych. A jeśli się postaram, wtedy mogę skonfrontować ten wysiłek ze światem, „otworzyć się” na wpływ świata, losu i czynników zewnętrznych. I obserwować, czy „pyknie”, czy „nie pyknie”. A jeśli „nie pyknie”, to już nie jest moja wina – bo to, co do mnie zależało, zrobiłem.
Widać więc w „pyknie” pewną magię rzeczy niezależnych. Czuć ich wzniosłość, tajemnicę. „Pykło”, a już na pewno „nie pykło”, ma wymiar nieco magiczny, jest trochę takim zaklęciem. Wypowiadając je, zwracam się do zewnętrznej, obcej rzeczywistości, tej, która nie poddaje się kontroli, jest nieprzewidywalna, tajemnicza, wymyka się rozumowi i wszelkim przewidywaniom. Powiedzieć: „nie pykło”, to powiedzieć, że tajemniczy, niepoznawalny i nieujarzmialny świat zdecydował, że to lub tamto się nam nie udało, nie „chwyciło”. Jeżeli „pykło”, to nigdy tak naprawdę nie wiem dlaczego. Jeżeli „nie pykło” – tak samo. Wiedzą o tym stratedzy, sportowcy i specjaliści od kampanii wyborczych. Tego nigdy nie wiadomo na pewno, nigdy nie wiadomo do końca. I nigdy nie da się przewidzieć. W gruncie rzeczy śledzenie co „pykło”, a co „nie pykło”, jest doświadczeniem metafizycznym, bo jest zaglądaniem wprost w czeluść nieprzewidywalności, niepoznawalności świata. Konfrontując się z tą metafizyką, stajemy się stoikami… i zarazem poza ten stoicyzm wykraczamy.