Sadzonki nienawiści
i
ilustracja: Daniel de Latour
Doznania

Sadzonki nienawiści

Dramat kryminalno-detektywistyczny
Jarek Westermark
Czyta się 7 minut

Ta historia wydarzyła się naprawdę, w miejscowości O. (województwo d.). Dla przestępcy zgubne bywa nawet najdrobniejsze przeoczenie… i nie ma zbrodni doskonałych.

Dramatis personae:
ILONA – spostrzegawcza i komunikatywna
STANISŁAW – niedoszły arcymistrz zbrodni
ANTEK – kompan Stanisława
RYSIEK – miłośnik pomidorków z zacięciem detektywistycznym
SYN RYŚKA – fotograf amator
SĘDZIA – pomidor
POLICJANCI – pomidor

Mniej więcej na środku sceny znajduje się sztucznie usypany fragment „pola”. Początkowo nieduży, z czasem należy go jednak rozbudowywać, dosypując coraz więcej ziemi. Ma to niewątpliwie znaczenie symboliczne.

Scena 1

Półmrok. Słychać szum gałęzi, nocne odgłosy lasu. Ilona siedzi w samochodzie, który (dzięki różnym sprytnym mechanizmom) wydaje się jechać naprzód… bardzo powoli. Ilona wyciąga telefon.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

ILONA: Cześć, kochanieńka! Dzwonię, bo jeszcze mi chwilę zejdzie, zanim dotrę do domu. No bo jedzie przede mną jakiś autobus i strasznie się wlecze… Ale zaraz, chwila, co to?

Snop światła pada na środek sceny, gdzie rozrzucona ziemia symuluje pole uprawne. Poruszają się po nim dwie sylwetki. Ich twarze pozostają niewidoczne.

ilustracja: Daniel de Latour
ilustracja: Daniel de Latour

ILONA: Nie uwierzysz! Widzę dwóch facetów na polu. Tak jest, o tej godzinie! Masz rację, to bardzo podejrzane. Uwijają się i ładują coś do plastikowych worków. Kochanieńka! A niech mnie! Chyba coś kradną! Czekaj, zwolnię i przyjrzę się lepiej. To Stanisław! I jego mały kolega, Antek! Nie do wiary, tacy z nich byli porządni panowie. A powiedz mi, moja droga, nie wiesz może, czyje to właś­ciwie pole? Przed pagórkiem, obok zakrętu. Ryśka? Ładne rzeczy. A masz do niego numer?

Scena 2

Dzień – pełne oświetlenie. Pole rozleglejsze, wyraźnie widoczne. W tle równe, dopieszczone grządki. Rzędy palików, wokół których wiją się rośliny. Na pierwszym planie ślady butów, wykopane dołki, poniszczone sadzonki. Na scenę wbiegają Rysiek oraz syn Ryśka z telefonem komórkowym w dłoni. Przez całą scenę syn robi kolejne zdjęcia.

RYSIEK: Moje kochane! (Pada na kolana, zatapia dłonie w ziemi). Synek, tragedia! Dobrali się do Malinowych Olbrzymów! To moja ulubiona odmiana pomidorków…

Na scenę wkraczają policjanci.

POLICJANCI: Otrzymaliśmy zgłoszenie. Pan Ryszard?

RYSIEK: To ja! A tu były moje sadzonki!

POLICJANCI: Ilu brakuje?

RYSIEK: Naliczyłem… 69 ukradzionych… i 10 zadeptanych. Każda była warta po trzy złote, ale cóż znaczą pieniądze, gdy chodzi o najdroższe mojemu sercu skarby…

POLICJANCI (konsternacja; po chwili): Podobno wie pan, kto może być winny?

RYSIEK: Tak jest! Jedziemy do Stanisława! A ty, synek, cykaj foty. Tu liczy się każdy szczegół!

Scena 3

Połać ziemi na scenie znów jest większa. Tyle że tym razem jesteśmy na zupełnie innym polu. Wszystko wygląda zdecydowanie mniej schludnie. Brakuje grządek i palików. W tle dom z zabitymi oknami.

POLICJANCI: No i jak, widzi pan coś?

RYSIEK: A wy nie? Panowie, przecież to jasne jak słońce! Mamy tu 49 świeżo zasadzonych sadzonek. Moje Malinowe Olbrzymy, wszędzie bym je poznał! Zobaczcie tylko, jak im źle w tej ziemi… zwiędnięte, ubłocone. Szkoda gadać!

Syn Ryśka robi zdjęcia.

RYSIEK: Chwileczkę, a to co? (Zbliża się do krawędzi sceny. Podnosi ubłocony plastikowy worek). Worek! Ilona mówiła, że Stanisław pakował do środka moje sadzonki. Ale to jeszcze nie wszystko. (Odwraca się plecami do widowni. Widać tylko, że wyciąga coś ze środka). Oczywiście! Mam Stanisława w garści…

POLICJANCI (podchodzą do drzwi domu): Proszę pana! Jest pan tam? Tu policja, mamy kilka pytań… (cisza) Chyba go nie ma, wrócimy później.

RYSIEK (zamyślony): Nie, tropy są świeże. Sprawca na pewno jest u siebie. Chodź, synek. Zaczekamy na niego.

Policjanci schodzą ze sceny. Rysiek wraz z synem ukrywają się pod jednym z zabitych okien domu. Rzeczywiście – po kilkunastu sekundach ze środka dochodzi szczęk zamka. Stanisław wystawia głowę na zewnątrz.

RYSIEK: Uśmiech!

Syn Ryśka robi zdjęcie.

Scena 4

Pole zajmuje teraz całą scenę. Po jednej stronie stoi osamotniony Stanisław. Po drugiej: Rysiek, syn Ryśka, Ilona i policjanci. Sędzia wystaje z ziemi, jakby sam był wielką sadzonką.

SĘDZIA: Pan Stanisław jest oskarżony o przywłaszczenie sobie cudzej własności dwudziestego siódmego marca… bieżącego roku. (do widowni) Widzą państwo, jak sprawnie funkcjonują sądy? (znów do Stanisława) Przyznaje się pan do winy?

STANISŁAW: Skąd! Kupiłem te sadzonki sam, dzień wcześniej.

ilustracja: Daniel de Latour
ilustracja: Daniel de Latour

RYSIEK: Nic nie wiesz o sadzonkach! Gdyby miały dobę, żeby się w nowej ziemi zadomowić, toby nie były zwiędnięte! A były, proszę spojrzeć!

Syn Ryśka daje sędziemu zestaw fotografii.

SĘDZIA: Ma to sens. Wygląda na to, że razem z panem Antkiem zabrał pan sadzonki i tego samego dnia wkopał je u siebie…

STANISŁAW: Bzdura! Ja z Antkiem nawet nie gadam, bo mi forsę wisi!

Niespodziewanie spod ziemi wysuwa się głowa Antka.

ANTEK (płaczliwie): Stasiu, przyznaj się, mnie już skazali za tę kradzież, już po wszystkim…

SĘDZIA: Panie Antoni! Czy był pan tego dnia ze Stanisławem na polu Ryszarda?

Stanisław gromi głowę Antka spojrzeniem.

ANTEK: Nie…

SĘDZIA: Ale przyznał się pan do winy podczas własnej rozprawy?

ANTEK: No tak…

RYSIEK (kwaśno): No tak.

STANISŁAW: Tamtej nocy spałem smacznie w łóżku!

ILONA (na moment przerywa rozmowę telefoniczną): Przepraszam, ale ja wszystko widziałam. Na własne oczy. A nie miałam żadnego interesu, żeby pana wkopywać. Widziałam wszystko, słowo daję, nawet worki!

STANISŁAW (do siebie): Przeklęte worki! Będą moją zgubą! (do sędziego) Przecież nie zostawiłbym worków na własnym polu, gdybym miał coś na sumieniu!

SĘDZIA: Rzeczywiście… to akurat dość logiczne.

RYSIEK: Chwileczkę, Wysoki Sądzie! Mam jeszcze jedno pytanie… Stasiu, a stosowałeś ty nawóz do sadzonek?

STANISŁAW: Nie.

RYSIEK: Aha! To patrz, co ja tu mam! (Otwiera dłoń. Leżą na niej niewielkie, białe kuleczki). Specjalny sztuczny nawóz w osłonkach, które się nie rozpuszczają! Firmy Osmokot. Sam go używam, bo moje pomidorki zasługują na to, co najlepsze. (Przygryza jedną z kulek niczym monetę). Tak jest, zgadza się, to osmokoty! Chce Wysoki Sąd spróbować?

SĘDZIA: Nie, dziękuję… wierzę panu.

RYSIEK: Na zdjęciach widać, że takie same kulki leżały porozrzucane na polu Stanisława… tuż obok jego słynnych worków!

SĘDZIA: Nawóz przesądza sprawę. Rozległy materiał dowodowy jest w pełni zgodny z zeznaniami świadków i pokrzywdzonego. Pan Stanisław jest winny! Jego czyn wypełnia znamiona przestępstwa z artykułu 119 Kodeksu wykroczeń. Musi zwrócić pokrzywdzonemu drugą połowę wartości skradzionych sadzonek.

STANISŁAW: Drugą połowę?

SĘDZIA: Pierwszą zapłaci Antek. 103,5 złotego na głowę.

STANISŁAW: No niech tam, mogło być gorzej…

SĘDZIA: Ale to nie koniec! Czyżbyście panowie zapomnieli o dziesięciu zadeptanych sadzonkach? Artykuł 156 Kodeksu wykroczeń się kłania. Niszczenie zasiewów, sadzonek i trawy na cudzym gruncie to nie przelewki!

STANISŁAW: To już nie ja! Pewnie zwierzaki leśne przyszły i zadeptały!

RYSIEK: Na zdjęciach widać odciski butów, a lisy raczej chodzą boso, mam rację? Wysoki Sądzie! Nawet najgorsze zwierzę nie potraktowałoby w tak barbarzyński sposób moich kochanych sadzonek. Zawinił człowiek. Nasz oskarżony!

SĘDZIA: W tej kwestii kara nie stanowi jedynie zadośćuczynienia. Ma donioślejszą funkcję. Musi kształtować świadomość prawną i postawę moralną zarówno skazanego, jak i całego społeczeństwa! Zasądzam grzywnę w wysokości 500 złotych! Dzięki niej pan Stanisław nie wstąpi już nigdy więcej na drogę przestępstwa!

Fanfary. Kurtyna.

Po spektaklu Stanisław odbywa jeszcze jedną, symboliczną karę. Rozdaje wychodzącym z teatru widzom sadzonki pomidorów lub kulki ze sztucznym nawozem (do wyboru).

ilustracja: Daniel de Latour
ilustracja: Daniel de Latour

Czytaj również:

Łza znad planety
i
ilustracja: Daniel de Latour
Opowieści

Łza znad planety

Kosmiczny dramat z Księżycem w tle
Jarek Westermark

Ta historia wydarzyła się naprawdę. Rozpoczęła się w czasach sprzed czasu, w międzygwiezdnej otchłani, a zakończyła relatywnie niedawno, w okolicach miast W. i K.

DRAMATIS PERSONAE:
ROMEK i JOLKA – para o wymagających palcach
AFRODYZY – jubiler, grekofil, człowiek zdecydowanie specyficzny
SĘDZIA – sumienna i skrupulatna
KSIĘŻYC – pogodny i biegły

Czytaj dalej