Pewnego wieczoru zapytywałem sam siebie: – Czy dwadzieścia lat życia mi nie wystarczy? Muszę to żyć dłużej? – I już po maleńkiej chwili odpowiedziałem sobie energicznie: – A nie muszę!
Mam przecież bardzo słabą nadzieję, czy moja nerwowość i bóle nóg zmniejszą się, wreszcie czy potrafię bardziej niż dotąd być z siebie zadowolony i pożyteczny dla ludzi. Byłbym więc głupcem, gdybym swe życie dalej podtrzymywał uparcie codziennym obżeraniem się, zamiast poprzestać na tym, co już do tej pory przełknąłem, przeżułem, przetrawiłem.
Ileż zresztą zyskam, schodząc wcześniej z tego świata! Toż śmierć oswobodzi mnie od przeróżnych mych przywar, skoro ja sam nie umiem się od nich uwolnić. Zaznam nareszcie błogiego spokoju ze strony własnego sumienia, a od dawna przecież tęsknię za podobnym spokojem.
Sumienie nie będzie mi odtąd wytykało, że zbyt często wypełniam życie błahutkimi rozrywkami i banalnymi, choć niby bardzo serdecznymi rozmówkami z innymi trwonicielami czasu. Nieporadność mego umysłu i woli nie będzie dokuczała więcej ani mnie samemu, ani komuś innemu.
Gdy się utopię, zapobiegnę rozsądnie wielu mym głupawym p