Moja babcia była jedną z nich. Miała 16 lat, przyjechała do Warszawy z podkieleckiej wsi. Sprzątała pokoje pensjonarek, a na mszę chodziła do kościoła Świętej Barbary przy ulicy Emilii Plater. Ponad to wiem niewiele – tyle że nie zaczepiła się w mieście na dłużej, nie osiągnęła stołecznego awansu. Wkrótce wróciła w rodzinne strony i wyszła za szewca.
Myślałam o niej, czytając książkę Służące do wszystkiego Joanny Kuciel-Frydryszak, opisującej po raz pierwszy w detalach i konkretach, jak toczyły się losy polskich służących od początku do połowy XX stulecia. Wciągająca to opowieść, zaskakuje i porusza, przy okazji wiele ważnego mówiąc o naszym społeczeństwie – podziałach klasowych, korzeniach dzisiejszych postaw, o obyczajach powracających w wolnorynkowym kraju po socjalistycznej przerwie.
Kuciel-Frydryszak dobrze połączyła dwa wymiary – przedstawiła dziewczyny z nizin społecznych jako grupę zawodową, a jednocześnie zarysowała mnóstwo pojedynczych portretów, nie tylko zresztą pracownic, bo także ich „pań”, „panów” czy „paniczów”.
Udało się to dzięki biograficznemu doświadczeniu autorki (opublikowała wcześniej książki poświęcone Antoniemu Słonimskiemu i Kazimierze Iłłakowiczównie). Służące do wszystkiego to historia losów zbiorowych podzielona klarownie na zagadnienia, dzięki którym poznajemy na przykład warunki mieszkaniowe bohaterek, ich zarobki, sposób spędzania wychodnego, to, jak się starzały czy dbały o higienę osobistą… Autorka dużo uwagi poświęca zniuansowanym i niejednoznacznym relacjom tych kobiet – piorących, gotujących, sprzątających i wychowujących dzieci – z pracodawcami. To właśnie stosunki panujące między zamożnymi i im usługującymi przenikają całą książkę, przedstawione we wszelkich nastrojach i odmianach.
Jest tu wiele historii głęboko zasmucających, dotyczących tego, jak wiele służących było ofiarami przemocy seksualnej i ile dzieci rodziło się właśnie z takich wymuszonych związków czy wręcz gwałtów. Są opowieści o uciemiężeniu finansowym, pracy bez końca i bez podwyżek, drastycznej różnicy między standardem życia obsługujących i obsługiwanych. Są historie obojętności i wyższości, braku wrażliwości na potrzeby kobiet pracujących przy rodzinach, nawet gdy zapewnianie im godziwych warunków pracy i życia było już w innych częściach Europy standardem. Są w książce także tony lżejsze i nieco makabryczne – opowieści o kradzieżach czy zabójstwach popełnianych wzajemnie przez pracodawców i służące, zaczerpnięte na przykład z sensacyjnej prasy międzywojennej.
Autorka z wprawą inkrustuje narrację – wzbogaca ją precyzyjnie dobranymi cytatami i odniesieniami do pamiętników, listów, prasy, a także poradników i instruktaży dla pań domu i pań pracujących. Te wstawki świetnie ożywiają i dynamizują książkę, a dają także odrobinę oddechu i błysk dowcipu w skądinąd przykrej opowieści.
Najwięcej emocji budzą wątki z międzywojnia i drugiej wojny światowej dotyczące wzajemnych stosunków Żydówek pracujących w domach polskich i odwrotnie – Polek pracujących dla rodzin żydowskich. Kuciel-Frydryszak pokazuje wachlarz postaw – od aktów wzajemnej miłości, lojalności, wręcz heroizmu w próbach ratowania życia i poświęcania własnego, np. gdy służące świadomie szły ze swymi pracodawcami do getta i komór gazowych, aż po akty zdrady i cynizmu, przypłacane życiem przez ludzi wydanych gestapo czy zdekonspirowanych, już bez względu na status majątkowy. Okrucieństwa wojny wydają się jedynym – obok przypadków wielkiego wzajemnego przywiązania, relacji de facto rodzinnych – aspektem uwspólniającym doznania obu stron.
Książkę zdobią historie służących sławnych Polaków, przede wszystkim literatów: Sienkiewicza, Gombrowicza, Nałkowskiej, przy czym każda ze znanych postaci miała ze służbą zupełnie inne relacje. Gombrowicz od służącej czerpał literackie inspiracje oraz zamykające Ferdydurke zdanie: „Koniec i bomba, a kto czytał ten trąba!”. Wyspiański dla służącej popełnił mezalians. A Nałkowska przez lata tkwiła w masochistycznej więzi z despotyczną Gienią. Są w książce i wypowiedzi ludzi współczesnych, takich jak aktor Witold Pyrkosz czy Agnieszka Holland, będących jeszcze wychowankami opisywanych przez Kuciel-Frydryszak służących i tamtego świata. To tylko jedna z nitek, które podczas czytania prowadzą do refleksji o tym, jak zróżnicowane i nierówne było polskie społeczeństwo, dlaczego dziś tak szybko odradza się zwyczaj zatrudniania gosposi i sprzątających (często jest to zatrudnienie nieformalne, a więc niezapewniające praw pracowniczych), a także do jakich tradycji oraz przeszłości nawiązuje – być może nieświadomie – nowa klasa średnia ukształtowana w latach 90. XX w.
Aby to myślenie pogłębić i doprowadzić do współczesności, potrzebna będzie druga część opowieści o służących – tych z PRL-u. Bo choć wojna przyniosła załamanie świata zwyczajów, postaw i ładu ekonomicznego opisanego przez Joannę Kuciel-Frydryszak, nie położyła przecież kresu wielkiemu zapotrzebowaniu na pomoce domowe, bez których – jak świat światem – wiele małżeństw i rodzin by się rozsypało. Mam nadzieję, że autorka, kończąc opowieść w latach wojny, postawiła w swych dociekaniach jedynie przecinek. Służące do wszystkiego są świetnie udokumentowanym i iskrzącym obrazem wzbudzającym pragnienie poznania, jak potoczyły się dalsze losy tytułowych bohaterek.