thank u, next
Ariana Grande
Dosadniejsza w tekstach, subtelniejsza w warstwie muzycznej – Ariana Grande przeskakuje poprzeczkę, którą zawiesiła sobie mocnym albumem Sweetener. Nie ma tu wokalnych szarż i dyskotekowych bitów, skojarzeń z Madonną i Mariah Carey. Album thank u, next to raczej oszczędne w środkach, nowocześnie wyprodukowane R’n’B sygnowane przez wokalistkę, która uśmiecha się niewinnie i śpiewa, że to fałszywy uśmiech.
Co przyjdzie?
Misia Furtak
Najbardziej dopracowana i spójna płyta w karierze Michaliny Furtak utrzymana jest w ciemnych tonacjach. Niezależnie od tego, czy mamy tu do czynienia z eleganckim, zwiewnym popem na smyki i pianino, czy gitarową piosenką w stylu PJ Harvey. I choć z takimi tytułami, jak Będzie gorzej czy Skończy się niełatwo będzie podbić listy przebojów, to przecież trudno o bardziej uniwersalne przesłanie.
Assume Form
James Blake
Z płytami Jamesa Blake’a zawsze mam podobnie: nigdy nie znam ich na wyrywki, znam wyrywki. W przypadku Assume Form takich fragmentów będzie więcej, bo to płyta jak na Brytyjczyka wyjątkowo różnorodna. Zapamiętam Tell Them (bo Moses Sumney), Barefoot In The Park (bo Rosalía) i Lullaby For My Insomniac (bo piękna piosenka). Próbując przypomnieć sobie pozostałe, będę wyglądał jak artysta na okładce.
Ovule
Wojtek Kurek
Najtrudniejsza pozycja w tym zestawie przypada w udziale polskiemu perkusiście Wojtkowi Kurkowi. Na najnowszej płycie meandruje on między elektroniką a niezwykle szeroką paletą brzmień swojego instrumentu. Jego poczynaniom raz bliżej do awangardowych ścieżek dźwiękowych Kotońskiego, raz do wykręconego industrial techno Wilhelma Brasa. Nie jest to łatwa sztuka, ale sztuka – warto więc dać szansę.
Miłość
Otsochodzi
Doceniam brawurę, z jaką młody raper rozprawia się w ostatnim kawałku z tymi, którzy woleliby, żeby nigdy się nie zmieniał. Cały ten numer jest zresztą świetny. Wcale nie dlatego, że muzycznie nawiązuje do złotej ery – Otsochodzi ma w nim po prostu coś do powiedzenia. W pozostałych utworach za często zamyka się to wszystko w dwuwersie z ostatniej płyty Bąkowskiego: „Mam czapkę z logiem/Ralph Lauren”. Szkoda.
Electric Lady Sessions
LCD Soundsystem
U Jamesa Murphy’ego jak u Kazika: „na żywo, ale w studio”. Zanurzone w disco i postpunku przeboje oddziela więc głucha cisza. Milczenie, w którym zadaje sobie pytanie, czy utwory z ostatnich lat nie zostały zagrane za blisko pierwowzorów. I czy erudyty, który zrobił karierę na patentach zapomnianych zespołów z katalogu wytwórni 99 i Ze, nie stać na więcej niż covery Chic i Human League. Płyta raczej dla fanów LCD Soundsystem, czyli m.in. dla mnie.
True North
Michael Chapman
Gdyby miał lepszy głos i więcej determinacji, byłby gwiazdą pokroju Nicka Drake’a czy Roya Harpera. A tak zbliżający się do osiemdziesiątki Michael Chapman jest przede wszystkim ikoną. Mistrzem dla twórców folku, country i bluesa po obu stronach Atlantyku, m.in. dla gitarzysty Steve’a Gunna, którego świetna produkcja wynosi ostatnie płyty Brytyjczyka na jeszcze wyższy poziom.
Future Hndrxx Presents: The Wizrd
Future
Jeśli muzyka Nayvadiusa Wilburna ma cokolwiek wspólnego z tytułowym gigantem gitary, to są to jego ostatnie dni. Śmiertelne uzależnienie od spowalniających, usypiających depresantów. Przytłumiony, zlewający się w monotonnych uderzeniach basu, trochę monotonny rap Future’a rozlewa się powoli jak barbiturany i opioidy, jak czarna smoła, po której nie zostaje nic.
Sunshine Rock
Bob Mould
Tytuł mówi wszystko – po mroczniejszym okresie, spowodowanym problemami w życiu osobistym, Bob Mould powraca do hałaśliwego, szybkiego, ale też niezwykle melodyjnego rocka. Utwory jeden za drugim uderzają do głowy, przypominając Sugar – słynne power trio Amerykanina. I choć Mouldowi nie brakuje tamtej energii, niestety nie można tego powiedzieć o pomysłach.
Niemożliwe
Kwiat Jabłoni
Wiara w elementarne wartości i afirmacja świata – takie efekty daje sięganie po środki odurzające oraz, najwidoczniej, po amerykański folklor. Ten pierwszy schemat mamy w rodzimej kulturze dość gruntownie przećwiczony, ten drugi jeszcze nie daje się tak łatwo przyszpilić. Stylistycznie Niemożliwe sytuuje się gdzieś pomiędzy płytami Pauli i Karola a Tęskno, semantycznie zaś – pomiędzy piosenką turystyczną a oazową.