Zanim zaczniesz krytykować świat, zaprowadź porządek we własnym domu”, a może raczej: „Nie wolno ci zmieniać świata!”? Stoik sprawdza, co skrywa szósta życiowa zasada kanadyjskiego psychologa Jordana Petersona.
Ciekawa rzecz się wydarzyła, mianowicie na 40. urodziny, które obchodzę w maju, dostałem od jednego z przedszkolnych przyjaciół (tj. taty przyjaciółki córki – zaprawdę powiadam Wam, nie znacie życia, jeśli nie macie takich relacji) słynne 12 życiowych zasad Jordana Petersona. Ucieszyło mnie to, bo choć Peterson to nie moja bajka, warto się z jego tezami zmierzyć, zważywszy na sławę i wpływy Kanadyjczyka. Nigdy tej książki tak naprawdę nie przeczytałem, interesował mnie szczególnie jeden rozdział. Peterson analizuje w nim istotny dylemat, opisany jako zasada numer sześć: „Zanim zaczniesz krytykować świat, zaprowadź porządek we własnym domu”.
Zalecenie Petersona jest jednoznaczne: najpierw własny dom, potem świat. Ja oczywiście wezmę to jako pytanie otwarte, bo prostych odpowiedzi tu nie ma, a sprawa jest najzupełniej zasadnicza. W polskim tłumaczeniu można by tę alternatywę jeszcze podkręcić, tłumacząc Petersona dosadniej, tak jak się tę ideę często streszcza: „Posprzątaj swój pokój, zanim zaczniesz naprawiać świat”.
Temat jest ważny w perspektywie stoickiej, bo stoicyzm często jest kojarzony z ideą, że „świat” w ogóle nie powinien nas zajmować, a jedyne, co ma nas interesować, to nasz pokój i spokój we własnej głowie. Twierdzę, że to błędne skojarzenie i odczytanie stoików, tzw. conservative misinterpretation. Argumentowałem przeciwko temu wielokrotnie w swoich książkach i tekstach (w tym na łamach „Przekroju”). Nie chcę tu jednak wracać do tamtych analiz, ale przywołać nowe argumenty, do których inspiruje Peterson. Również po to warto czytać książki, z którymi się nie zgadzamy – żeby umieć lepiej wyjaśnić i uzasadnić swoje stanowisko.
Problem pierwszy jest taki: nigdy nie będziemy wiedzieli, czy ten nasz pokój jest wystarczająco wysprzątany. To się po prostu nigdy nie wydarzy, nie nastąpi żadna epifania, w której spłynie na nas błoga świadomość, że „to już”. W dorosłym życiu mama nie przyjdzie i nie powie: „Faktycznie posprzątałeś, możesz iść się bawić na podwórku”. Peterson stawia nas w pozycji uczniaków: chciałby, abyśmy cały czas czekali na akceptację dorosłych.
Ale to tak nie działa. W pewnych sprawach nie da się czekać, bo ten właściwy moment nigdy nie nadejdzie. Chcesz zmieniać świat? Musisz od początku interesować się całym światem, a nie tylko własnym pokojem. Chcesz mieć dziecko? Nigdy nie będziesz na to w stu procentach gotowy. To zawsze jest trochę skok w nieznane. Chcesz napisać książkę? Nie możesz czekać, aż idealnie ułoży Ci się w głowie od A do Z – musisz po prostu zacząć pisać, szczegóły wyjdą w praniu. Chcesz przestawić gospodarkę na bardziej ekologiczny tor, zbudować państwo dobrobytu? Musisz od początku inwestować w zielony przemysł i wydatki socjalne; nie możesz czekać, aż „kraj się najpierw wzbogaci”, bo nigdy nie uznasz go za dość bogaty. I tak dalej, i tak dalej.
Pewne sytuacje w życiu po prostu nie podlegają okresom warunkowym („najpierw X, potem Y”). Niektóre sprawy trzeba od razu rozwijać dwutorowo. Inaczej wkroczymy na ścieżkę, na której ich w ogóle nie zaczniemy. Fachowo nazywa się to path dependence. Tory najłatwiej przestawić już na starcie – później jest to coraz trudniejsze, a w praktyce często niewykonalne.
Innymi słowy, zasada „najpierw posprzątaj pokój, a potem zmieniaj świat” nie jest więc zdaniem warunkowym, ale przemyconym zakazem: „Nie wolno ci zmieniać świata!”.
Czy to właśnie chcemy usłyszeć w stoicyzmie? No właśnie nie! O tym już wielokrotnie pisałem: rola „zmieniacza świata” – wynalazcy, reformatora społecznego czy nawet rewolucjonisty – to nie musi być, wbrew pozorom, rola niestoicka. I kluczowe jest tu słowo „rola”. Jeżeli chcemy powiedzieć, że świat jest teatrem, w którym ludzie odgrywają różne role, to trzeba dodać, że wachlarz tych ról jest szeroki. Idea „stoik zmienia świat” będzie się zawsze wydawała absurdalna, jeśli trzymać się tej wąskiej, podręcznikowej interpretacji, że trzeba „zmieniać raczej siebie niż świat”. Nie jest jednak aż tak absurdalna, jeśli spojrzeć na nią przez pryzmat ról życiowych. Ktoś jest komikiem, ktoś prezydentem, a ktoś „zmieniaczem świata”. I nie ma w tym sprzeczności.
Można też spojrzeć jeszcze inaczej. Otóż zasada „najpierw posprzątaj swój pokój” nas tłamsi. Skoro nie ma (i nigdy nie będzie) obiektywnych kryteriów porządku w pokoju, to zawsze i wszystkich będzie można spacyfikować stwierdzeniem: „Jeszcze nie posprzątałeś/posprzątałaś pokoju”. Każdy ambitny projekt, każdą szerszą nadzieję czy myśl wykraczającą poza codzienność będzie można tym uciąć. Ta zasada niby domaga się „tylko” posprzątania pokoju, ale tak naprawdę nas w nim zamyka.
A przecież właśnie tego nie chcemy. Stoicyzm nas wzmacnia, a nie tłamsi. Rozwija naszą sprawczość, a nie ją ogranicza. Wielkie i otwarte są perspektywy do działania dla stoików. Każda przestrzeń może się stać – mówiąc Markiem Aureliuszem – tworzywem do sztuki ludzkiej i boskiej. Nie tylko nasz pokój, ale także cały świat.