Japoński ruch Superflat, jeden z najciekawszych fenomenów artystycznych ostatnich dekad, od lat kpi z tradycyjnego (dla nas!), zachodniego podziału na sztukę wysoką i niską – i z krnąbrnością uśmiechniętego dziecka wymyka się wszystkim znanym i oswojonym przez nas formom.
Na początku trzeciego milenium moda na Japonię (Cool Japan) była w pełnym rozkwicie. Jej ukoronowaniem okazał się nowy kierunek w japońskiej sztuce, ochrzczony przez jego głównego protagonistę Takashiego Murakamiego mianem Superflat.
Nazwisko Takashiego Murakamiego stało się niemal synonimem japońskiej sztuki współczesnej. Supergładkie, błyszczące powierzchnie jego obrazów i rzeźb lśnią feerią neonowych barw, a postacie, które tworzy, wydają się wręcz oddychać kolorami. To psychodeliczny świat, rodem z mangi i anime, ale na dodatkowych sterydach. Trudno dziś o bardziej japoński fenomen rozpoznawalny na całym świecie.
Na dobre zaczęło się to od przygotowanej w 2000 r. przez Murakamiego wystawy zbiorowej Superflat, która pierwsze odsłony miała w Nagoi i Tokio, w domach towarowych Parco. W styczniu 2001 r. Murakami przywiózł Superflat do Los Angeles, do Pacific Design Center, filii LA MOCA, a potem jeszcze do Minneapolis i Seattle. W samym Mieście Aniołów japońską wystawę zobaczyło 100 tys. widzów.
Pierwsze skrzypce grał tam oczywiście Murakami. Od początku zależało mu na tym, by przedstawić Superflat jako kierunek artystyczny, na wzór awangardowych „izmów”. Murakami jako kurator zaprosił na wystawę Superflat wielu artystów, których sam odkrył. Pokazał m.in. prace wideo Kojiego Morimoto i projektantów mody skupionych w kolektywie 20471120. Ale do udziału w wystawie udało mu się także namówić Yoshitomo Narę, autora obrazów z dziećmi o karykaturalnie wielkich głowach.
Cool Japan
Nowa sztuka z Japonii była