ocalić cię w wierszu, żółwiu
łykający plastikowy worek zamiast meduzy,
ułożyć w tych koleinach jak w kołysce, trumnie,
tylko tyle mogę zrobić, wybacz, nie przywiodę
ci ławicy chełbi trzepoczących jak serca,
nie nauczę odróżniać polimeru od mezoglei,
nie zrezygnuję z jednorazowego sprzętu medycznego,
nie rozłożę Wielkiej Pacyficznej Plamy Śmierci,
nie zaoram ludzkości na wszystkich kontynentach,
bo kto wtedy ocaliłby cię w wierszu, żółwiu, bracie
Komentarz autorki:
Zazwyczaj moje pisanie to mozolna dłubanina, z której coś wyjdzie albo nie wyjdzie, natomiast ten wiersz przypłynął na jednym wydechu pod postacią długiego, rozpaczliwie złożonego zdania. Uwielbiam takie sytuacje (przyjemne jak zrywanie strupa z rany, a w dodatku jaka oszczędność czasu!) i ich nienawidzę (wiersz jest pracą i powinien być pracą, nie splunięciem natchnienia). Nie mogąc pogodzić się z rzeczywistością, próbowałam dłubać, ale słowa przylgnęły do siebie ściśle i nie dawały się ruszyć. Podobnie nienaruszalne jest potężne, dryfujące po Oceanie Spokojnym skupisko plastikowych śmieci (o powierzchni pięciu Polsk, proszę sobie wyobrazić pięć Polsk, horror), które zostało nazwane przez Curtisa Ebbesmeyera Wielką Pacyficzną Plamą Śmieci. Ja zawsze, czytając tę nazwę, bezwiednie dodaję w myślach „r”, które zdecydowałam się wprowadzić również do wiersza, ponieważ #licentiapoetica oraz #wiersztowładza.
Wiersz wybrał: Marcin Orliński