
Wyobraźnia, intuicja, bunt i cudowność – po okrucieństwach I wojny światowej grupa działających w Paryżu artystów odrzuciła racjonalność i „zdrowy rozsądek”. Surrealizm postulował nieskrępowaną wolność twórczą, ale też zachwyt. Rzecz rzadka i dzisiaj.
Polską znakomitą badaczkę surrealizmu, Agnieszkę Taborską, historyczkę sztuki, tłumaczkę i autorkę licznych opowiadań, mistyfikacji literackich oraz książek eseistycznych, poznałam w 2022 r. podczas Festiwalu Stolica Języka Polskiego w Szczebrzeszynie. Rozmawiałyśmy wtedy – i wiele razy później o Rolandzie Toporze i Leonorze Carrington, wybitnych artystach związanych z francuskim surrealizmem, których Agnieszka znała i przyczyniła się do zaistnienia ich dzieł w Polsce. Wywiad jest pokłosiem tych i kolejnych rozmów. Nagła śmierć męża Agnieszki, filmowca i filmoznawcy Marcina Giżyckiego, sprawiła, że niektóre wcześniej przez nas poruszane tematy nabrały całkiem nowego znaczenia.
Joanna Piechura: Twoja ostatnia książka nosi tytuł: Świat zwariował. Poradnik surrealistyczny. Jak przeżyć. Pokazujesz w niej, że surrealizm wciąż jest aktualny – bo to metoda, a nie określone w czasie zjawisko artystyczne. Czy da się dziś wprowadzać w życie techniki, z których korzystał przed laty surrealizm?
Agnieszka Taborska: Myślę, że tak. Czym bowiem różnimy się od kobiet i mężczyzn sprzed stu lat? Choć oni zgłębiali surrealistyczne techniki z powodu traumatycznego doświadczenia wielkiej wojny, która przewartościowała wszystko, to i nam wojna w Ukrainie, klęski klimatyczne i fatalne wieści dochodzące zewsząd przewróciły do góry nogami dotychczasową wizję rzeczywistości. Nic nie jest dziś takie, jakie było dekadę temu. Te techniki nie wzywają do ucieczki