Świdziński mówi, jak jest Świdziński mówi, jak jest
Przemyślenia

Świdziński mówi, jak jest

Łukasz Chmielewski
Czyta się 2 minuty

Nie ma scenariusza, ale jest producent cytujący wielkich Polaków i stażysta po filmoznawstwie. Z pomocą drugiej reżyser (bo głównego ciągle nie zatrudniono), która kręci przypadkowe sceny batalistyczne, będą walczyć o każdą klatkę dzieła – o film narodowy na miarę Wielkiego Narodu…

Jacek Świdziński jest konsekwentnym artystą. Ponownie więc sięga po polskość – idée fixe jego twórczości. Komiks zatytułowany Powstanie. Film narodowy to epicka powieść graficzna, w której Polska staje w gardle jak ość. Świdziński szydzi nie tyle z mechanizmów społecznych i relacji interpersonalnych, ile z unarodowienia każdego elementu rzeczywistości. Traktowanie tego komiksu w kategoriach politycznych nie ma jednak sensu, bo jest on równie aktualny w kontekście „wstawania z kolan”, jak Ostatniej paróweczki hrabiego Barry Kenta. Świdziński nie jest Bareją, stawia sobie też odmienne cele artystyczne. Jego komizm nie śmieszy, nie ma też wywoływać katharsis. To nie peerelowski wentyl bezpieczeństwa. Jego diagnoza wywołuje smutek, zawstydza i żenuje. Jeśli już, to prowokuje uśmiech i jest to uśmiech politowania. Bo Świdziński pokazuje, jak (nie) działa Polska.

Fragmenty komiksu „Powstanie. Film narodowy” (mat. prasowe)
Fragmenty komiksu „Powstanie. Film narodowy” (mat. prasowe)
Fragmenty komiksu „Powstanie. Film narodowy” (mat. prasowe)
Fragmenty komiksu „Powstanie. Film narodowy” (mat. prasowe)
Fragmenty komiksu „Powstanie. Film narodowy” (mat. prasowe)
Fragmenty komiksu „Powstanie. Film narodowy” (mat. prasowe)
Fragmenty komiksu „Powstanie. Film narodowy” (mat. prasowe)
Fragmenty komiksu „Powstanie. Film narodowy” (mat. prasowe)

Każdy z bohaterów komiksu jest w jakiś sposób uwikłany. Nawet drapieżniki na górze piramidy społecznej są od kogoś zależne. Rozwój fabuły świetnie pokazuje stratyfikację w Polsce, która polega na przenoszeniu odpowiedzialności na niższe szczeble przy jednoczesnym i automatycznym transferze wstecznym potencjalnego splendoru w przypadku sukcesu. A zmiana statusu wydaje się mniej prawdopodobna niż w kastowym społeczeństwie. W mikroskali autor przedstawia nie tylko działania urzędów i instytucji, lecz także narodu jako takiego. Narady, spiski, cwaniactwo, inercja i polska wersja hygge, czyli „jakoś to będzie”. Większość pracowników planu zdaje sobie sprawę, że biorą udział w farsie, ale każdy gra swoją rolę. Próby wyłamania się z tego schematu kończą się fiaskiem, a z czegoś żyć trzeba. Nieliczni, zbyt głupi lub za bardzo naiwni, wierzą w szansę, jaką dostali. Ci przegrywają najbardziej, bo nie byli graczami i nic nie ugrali. Skojarzenie z totalitaryzmem nie będzie zbyt na wyrost…

Graficznie album jest minimalistyczny, rysunki Świdzińskiego są wyraziste i sugestywne. Stylowa i charakterystyczna kreska może nie trafić do każdego, podobnie jak humor autora – warto jednak spróbować się przekonać, ponieważ to dzieło jedyne w swoim rodzaju.

 

Czytaj również:

Humor z zeszytów greckich Humor z zeszytów greckich
i
Giuseppe Maria Crespi, „The Wedding at Cana”, 1686 r., Wirt D. Walker Fund (domena publiczna)
Dobra strawa

Humor z zeszytów greckich

Łukasz Modelski

Wytrawne wino to w wielu językach wino „suche”. Dania ostre są „hot”, czyli gorące, rybę skrapiamy cytryną, powolnych nazywamy flegmatycznymi, a gwałtownych – cholerykami. Te przekonania, nazwy i obyczaje zawdzięczamy greckim dietetykom, którzy definiując właściwości pokarmów, ustalili kulturowe kody.

Piąte i czwarte stulecie przed Chrystusem było w Grecji okresem szczególnego intelektualnego fermentu i myślowym skokiem w nowoczesność. Podczas gdy jońscy filozofowie przyrody mieli nadzieję na odkrycie uniwersalnej zasady rządzącej rzeczywistością dzięki obserwacji świata zmysłowego, Sokrates – uznając te poszukiwania za jałowe – skoncentrował się na badaniu ludzkiej duszy (psyche). Niemal równolatkiem Ateńczyka był Demokryt, pochodzący z niezbyt wówczas popularnej trackiej Abdery. Według niego świat składał się z niepodzielnych atomów, a struktura przedmiotów oraz ich cechy – w tym smak – miały zależeć od ich kształtu i ułożenia. Słodycz na przykład zapewniały atomy gładkie, gorycz zaś chropawe. Niezależnie od słuszności ich teorii wiedza wynikała już z rozumowania, a nie doświadczenia, co stanowiło zapowiedź nowych czasów.

Czytaj dalej