Teatrzyk okrucieństwa
Przemyślenia

Teatrzyk okrucieństwa

Czyta się 4 minuty

To w sumie zabawne, że Faworyta jest jednym z tegorocznych oscarowych – nomen omen – faworytów. Nagrody Amerykańskiej Akademii znane są ze swego ciążenia ku hollywoodzkim krzepiącym narracjom w rodzaju tegorocznego Green Book. A trudno przecież o dwie bardziej skrajne wizje kondycji ludzkiej. W Green Book Peter Farrelly snuje marzenie o tym, że nasze złe odruchy to zaledwie fasada dla sympatycznego i empatycznego serducha. Tymczasem Yorgos Lanthimos w Faworycie argumentuje, że kultura, etykieta i dobre maniery są tylko maską, pod którą czyhają dyrygujące nami okrutne atawizmy. To jednak żaden oscarowy mezalians. Pozostaje przecież w dobrym tonie, by w tym słoju kinowego miodu znalazła się jakaś łyżka arthouse’owego dziegciu. Kupa śmiechu: oscarowym listkiem figowym jest w tym roku film wycelowany w instytucję listka figowego.

Co w skali oscarowej stawki jest może anomalią, w filmografii Lanthimosa pozostaje jednak regułą. Może i grecki reżyser pracuje tu na cudzym scenariuszu, może i zatrudnia coraz większe gwiazdy, może i robi delikatny ukłon w stronę mainstreamu. Grunt, że o kompromisie nie ma mowy. Tak, kostium epoki sprawia, że nie musimy pół filmu główkować, o co w ogóle chodzi (jak w Kle czy Alpach), bo mamy do czynienia z postaciami z kart historii. Ale Lanthimos wykorzystuje ten kostium przeciwko niemu samemu. Spektakularne suknie i wystawne wnętrza zazwyczaj są celem samym w sobie, mają oddawać ducha czasów i wyglądać ładnie, kropka. W Faworycie wyglądają jednak inaczej: dziwnie. W obiektywie Lanthimosa dworski przepych osiąga bowiem groteskowe stężenie, jest jak zbyt gruba warstwa pudru, pod którą coś gnije i bulgocze.

Jak arystokracja, to wiadomo: gra o tron, ręka rękę myję, oficjalne uśmiechy kontra nieoficjalne noże w plecach. Akcja filmu rozgrywa się w XVIII w. na dworze brytyjskim. Pozycja oficjalnej faworyty królowej Anny (Olivia Colman) – dotychczas piastowana przez wpływową lady Sarah (Rachel Weisz) – zostaje zagrożona przez nową osobę w pałacu, młodą Abigail (Emma Stone). Rozpoczyna się walka o pozycję w tym trójkącie zależności: Sarah nie zamierza zrezygnować z dyrygowania królową, ale niewinna powierzchowność Abigail szybko okaże się myląca. Grek odnajduje w tym dworskim tańcu tyleż grozę, co i komedię (nawet slapstickową!), patrząc ze swoim etatowym dystansem, jak bohaterki szamoczą się w misternej operatorsko-montażowo-scenograficznej klatce. Swoim zwyczajem kłania się też Kubrickowi, przywołując a to ducha malarskich ujęć i naturalnego oświetlenia z Barry’ego Lyndona, a to niesławny Kubrickowski brak sentymentalizmu.

Faworyta jest jednak przede wszystkim popisem – i pojedynkiem – aktorek. Weisz i Stone odgrywają konflikt starej wyjadaczki i młodej pretendentki. Pierwsza mrozi krew w żyłach jako wyrachowana szara eminencja, rozdająca na lewo i prawo kolejne grzeczne groźby. Druga wytrzeszcza swoje słynne wielkie oczy, raz bezradnie, raz złowieszczo. „Królową” pozostaje jednak Colman, której udaje się sztuka niesamowita: aktorka jednocześnie odpycha i budzi współczucie, żenuje i wzrusza, śmieszy i straszy. Jej Anna to zarazem tyranka i ofiara, osoba głęboko skrzywdzona, ale niecofająca się przed krzywdzeniem. Na poły władczyni, na poły marionetka.

Lanthimos pokazuje układ piętrowych zależności – politycznych, seksualnych, emocjonalnych – w którym nie zawsze jest jasne, gdzie dół, a gdzie góra, kto tu kimś manipuluje, a kto sam jest manipulowany. Ale jakkolwiek obrócić tę figurę, układ pozostaje niezmienny. Tak, twórca Lobstera znów mówi o Formie, w sensie jak najbardziej Gombrowiczowskim: o pułapce ról i układów, o więzieniu społeczeństwa – i człowieczeństwa. Ten cynizm jest jednak tyleż atrakcją (jeśli można użyć tego słowa), co słabością Faworyty. Przy całym swoim obrazoburczym, krytycznym potencjale sam pozostaje przecież formą: zapiętym na amen gorsetem.

W efekcie choć dzieje się tu wiele, tak naprawdę nic nie może się tu wydarzyć. Karty są z góry rozdane, a nam pozostaje patrzeć bezradnie, jak bohaterki prześcigają się w okrucieństwie. Faworyta przypomina teatrzyk Punch & Judy, w którym ot, bezwolne marionetki, ot, walą się po głowach. Oczywiście Kieł, Alpy czy Lobster też były filozoficznymi pułapkami bez wyjścia: reżyser wychładzał, dystansował, celował w efekt obcości. Ale choć nie pozostawiał tam żadnych złudzeń widzom, to pozwalał na nie swoim bohaterom. Może i cierpieli przez to bardziej, ale ich perypetie miały przynajmniej jakąś – nikłą, bo nikłą – stawkę. W Faworycie jedyną stawką jest zaś kwestia, jak daleko można przesunąć granicę bycia okropnym. A to już okolice nudy.

 

Czytaj również:

Miękkość
Przemyślenia

Miękkość

Jakub Popielecki

Jest taka scena w Ludzkich dzieciach Alfonsa Cuaróna: grany przez Michaela Caine’a podstarzały hipis podsumowuje ludzkie doświadczenie jako rozpięte "między przypadkiem a Bogiem”. To też dobre podsumowanie filmografii samego Cuaróna, pełnej zarówno rozmachu, jak i intymności. Takiej, w której spektakularne techniczne osiągnięcia stoją obok paradokumentalnej chropowatości, w której obok I twoją matkę też figuruje Harry Potter i więzień Azkabanu. Nawet widowiskowa Grawitacja równoważyła spektakl efektów specjalnych z jednej strony metafizyką, a z drugiej – obserwacją, jak zachowuje się człowiek wobec złośliwych przedmiotów martwych. Roma pasuje do tego klubu: to film wielki i mały jednocześnie. Ot, takie tam arcydzieło.

Romę ogląda się jak widmo z przeszłości. Cuarón przenosi nas do Meksyku lat 70., gdzie obserwujemy codzienność Cleo (debiutantka Yalitza Aparicio), dziewczyny pracującej dla rodziny zamożnego lekarza. Cleo krząta się po domu, sprząta, pierze, gotuje, opiekuje się dziećmi, a kamera śledzi ją w serii spokojnych, skupionych panoram. W czasie dwóch i pół godziny seansu powoli zatapiamy się w tym świecie, chłonąc atmosferę przestrzeni, wyłapując dźwięki otoczenia, smakując detale na drugim czy trzecim planie. To hiperrealizm, który miejscami zahacza o coś „ponad”. Niczym w zamglonym wspomnieniu, które w chaosie codzienności dostrzega choreografię abstrakcyjnego tańca form.

Czytaj dalej