Wystawa Krzysztofa Garbaczewskiego to jest niezły mętlik. Stanisław Wyspiański, w ostatnich sezonach ulubieniec dramaturgów, „teatr swój widział ogromny”. Garbaczewski swój teatr zmieścił w kilku salkach Arsenału, miejskiej galerii prowincjonalnego, z całym szacunkiem dla tego ośrodka, Białegostoku. Ale kto dziś rozstrzygnie, gdzie są peryferie, a gdzie centrum? Gdzie kończy się teatr i zaczyna sztuka albo odwrotnie? Co jest owocem natury, co produktem technologii, a co wytworem (post)ludzkiej imaginacji? I kto powie, kim Garbaczewski jest bardziej: późnym dzieckiem Grotowskiego? Futurystą przyszłości, która już nadeszła? Cyberpunkowym wszystkożercą, który zajada się Wyspiańskim, popija go Die Antwoord, doprawia Gombrowiczem, na deser funduje sobie Raymonda Roussela, a potem, zamiast obrócić ten posiłek w żart, obraca go w rave – albo w sztukę współczesną?
Badania terenowe Garbaczewskiego to wystawa zrobiona trochę z zaawansowanych technologii, a trochę z pomalowanej sprejem tektury. Nośna metafora, bo czy nie tak zrobiony jest cały współczesny świat, w którym infostrady biegną przez slumsy sklecone z blachy falistej? Albo weźmy Polskę. Gdzieś tam w korporacyjnych laboratoriach genetycy, neurobiolodzy i spece od sztucznej inteligencji najprawdopodobniej kończą właśnie projekty, które za chwilę wywrócą na lewą stronę definicję człowieczeństwa. Tymczasem w Polsce dyskutujemy problemy tożsamościowe postawione w XIX w., stuleciu węgla i parowych lokomotyw.
Połowa wystawy Garbaczewskiego to zatem labirynt z kartonu, cały w graffiti, we fluorescencyjnych inskrypcjach w różnych alfabetach, częściowo wymyślonych. Wieża Babel? Ale też trochę klub techno z lat 90.; z psychodelicznymi projekcjami wideo wyświetlanymi na tekturowych ściankach.
*
Powiedzieć, że coś jest teatralne, to w świecie sztuki współczesnej do niedawna nie był komplement. Teatralność była w złym guście. To się zmieniło; w sztuce trwa zwrot performatywny, sztuka nie ma być, tylko się dziać. Przy okazji artyści wizualni odkryli, że teatralne narzędzia, których sobie tak surowo odmawiali, są przecież super. Garbaczewski z kolei, zanim jeszcze sztuka wykonała